niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział 5

   Spoglądał na mnie. Tina z ogromnym, śnieżnobiałym uśmiechem pobiegła do nastolatka. Objęła go, a on nie zwrócił na to większej uwagi. Jego wzrok wciąż kierował się na moją osobę. Jedyny ruch, jaki wykonał to czuły gest - położył dłonie na jej biodrach. Ta, odlepiwszy się w końcu od klatki piersiowej przystojniaka, spojrzała na jego twarz. Chłopak jakby się obudził.
   Wyglądał jak gdyby wyszedł z jakiegoś transu. Odniosłam wrażenie, że pierwszy raz od kilkunastu minut odwrócił ode mnie wzrok. Przeszedł mnie dreszcz. Nie taki z chłodu czy strachu. Było w nim coś innego. Jestem pewna, że on nie jest nikim z mojego świata.... mojego starego świata.
   Popatrzeli sobie w oczy. Chłopak się szeroko uśmiechnął. To był szczery uśmiech. Pocałował ją delikatnie w policzek i trzymając się za ręce, ruszyli w moją stronę. Podeszli do naszego stolika. Wstałam. Bardziej z grzeczności niż z sympatii, ale jednak.
   - Amy, to jest Liam, Liam, to jest moja przyjaciółka - Amy. - przedstawiła nas Tina. Chłopak uśmiechnął się, po czym podał mi dłoń.
   - Hej, Amy, miło mi cię poznać.
   - Mi ciebie też. - odwzajemniłam gest.
   - Kotku, może przyniesiesz mi coś do picia? - poprosił. Dziewczyna znaczącą na niego spojrzała. Już na pierwszy rzut oka było widać, że nie jest zadowolona z tych słów. Widząc to, dodał. - Proszę. Ja tylko poznam się z Amy, przecież wiesz, ile dla mnie znaczysz. - Tina objęła bruneta i poszła do baru, zostawiając nas samych sobie. Nie czułam się z tego powodu jakaś szczęśliwa... - Przejdę od razu do rzeczy. To ja prosiłem Tinę, o to spotkanie. Mam dla ciebie wiadomość. - powiedział, sprawdziwszy, czy dziewczyna nas nie usłyszy. Przyznam, że zatkała mnie bezpośredniość chłopaka. - Louis Cię potrzebuje. Musisz mu pomóc! Lucas go dopadł i nie wiadomo, na co go stać. Tylko ty możesz go uratować.
   - Ale jak? Nawet nie wiem, co mam robić. - odpowiedziałam zszokowana informacją, którą dostałam. - Ej, Tina już idzie.
   - O dwudziestej będę pod twoim domem, wszystko ci wytłumaczę.
   - Proszę, kochanie! - przyjaciółka położyła szklankę z sokiem przed nastolatkiem. Liam przyjrzał się napojowi, kiedy dziewczyna dawała mu buziaka w policzek.
   - Dzięki za miły dzień. Ja już się będę zbierać. - oznajmiłam. - Tina odklej się od Liama i się pożegnaj. - zaśmiałam się. Spojrzała na mnie jakby chciała mnie zabić.
   - Hahahahah... Śmieszne...
   - Szczere! Tylko, żeby jeszcze dzieci nie było. - szepnęłam jej do ucha, a ta odpowiedziała mi dość mocnym kopniakiem w piszczel.
   Wracając do domu, myślałam, co narobił Lucas. Jak on mógł tak postąpić?! Przysięgłam, że jak Louisowi coś się stanie, to blondyn nie przeżyje do następnych wakacji.
   Rzuciłam torby pod szafę i poszłam do łazienki. Poukładam te ciuchy później.
   Po szybkim prysznicu zaczęłam się zastanawiać, gdzie może być świat, z którego są chłopcy. No i w sumie, ja chyba też. To dlatego zawsze czułam się taka odrzucona? inna? dziwna?
   Kiedy weszłam do pokoju, w oczy rzucił mi się strój, leżący na łóżku. Cały uszyty z mocnego, granatowo-szarego materiału. Wyglądał jak z jakiegoś filmu akcji z ninja. Zdecydowanie nie był przeznaczony do noszenia go na co dzień. Na pewno nosi się go do walk. Bez wątpienia był wytrzymały. Dopiero po chwili zauważyłam kartkę obok ubrań. Wzięłam ją do rąk.


   Miałam dużą ochotę go wtedy uderzyć i to mocno! Hahah... Z kim ja się zadaję? Znam go tak krótko, a on już startuje z takimi podtekstami. Nie chcę myśleć, co będzie jak się lepiej poznamy. 
   Dochodzi osiemnasta. Za dwie godziny muszę być już gotowa. Zrobiłam sobie jeszcze kolację i zostawiłam rodzicom wiadomość, że idę do Natalie na wieczorne oglądanie filmu i że nie wrócę szybko. Cieszę się, że, ani mój ojciec, ani macocha nie przejmują się tym, gdzie wychodzę. Wystarczy moje dobre zachowanie i nie najgorsze oceny. Kiedy już coś im nie pasi, to dzwonią, mówią i tyle.
   Zjadłam kanapki, po czym poszłam się szykować. Ubrałam strój od Liama. Góra to przylegająca bluza z długim rękawem, za luźna to ona nie jest, a spodnie to ciemne bojówki. Mimo, że ciuchy są raczej obcisłe, to są również wygodne. W czasie skoków czy jakichkolwiek ruchów nie będą mnie krępować. Włosy zebrałam i spięłam w mocny ogon na czubku głowy. Rzęsy podkreśliłam lekko tuszem.
   Pięć minut przed dwudziestą mogłam już wychodzić. Zabrałam telefon, wrzuciłam go do kieszeni spodni. Uznałam, że moje czarne glany będą lepszym obuwiem niż trampki czy sandały. Zamykając drzwi, zobaczyłam, że Liam już czeka.
   Miał na sobie podobny strój do mojego, nie licząc tego, że na luźniejszej bluzie miał jeszcze skórzaną kurtkę.
   - No, nie dziwię się Louisowi. Też bym cię szukał. Takiej lali się nie opuszcza.
   - Daruj sobie takie teksty. Nie zapominaj o Tinie. - powiedziałam z lekkim uśmiechem.
   - Dobra, dobra. Nie bij sierżancie. Hahaha... Nie chciałbym dostać z twojego kucyka.
   - Koniec żartów! Mamy chyba coś ważniejszego do załatwienia. Chyba, że się mylę?
   - Kobieto, jakaś ty szybka, zwolnij trochę. Ja się na to zbieram, a ty tak prosto z mostu. Jeszcze nie wiesz co i jak.
   - No to słucham, prze pana!
   - Po pierwsze: nikt nie może nas zobaczyć. Jak ten twój blondasek nas zauważy, wszystko przepadnie. Po drugie: kiedy dojdzie do tego, że będziemy musieli wejść, ja zajmuję się panem "jestem wielkim obrońcą", a ty pędzisz na ratunek kochasiowi. Po trzecie: robisz wszystko na mój znak. Nawet nie próbuj zgrywać bohatera. Przepraszam bohaterki. Wszystko jasne? - Nie zdążyłam nawet powiedzieć czy zrozumiałam. Eh, on też nie czekał na odpowiedź.
   - A zdradzisz mi łaskawie, gdzie mamy iść?
   - Hmmm... Trzymaj się mnie. To tyle w temacie. Ruszajmy. - Odwrócił się. Szedł w stronę lasu. Nawet nie spojrzał czy za nim idę, a mnie opanowywał coraz większy stres z lekką domieszką stresu.

"Będę tutaj, przy Tobie
Zapomnij o strachu, o wylanych łzach
Ale jeśli tylko odejdziesz
Wiem, że się rozpadnę
Bo nikt inny się dla mnie nie liczy" /Gotta be you


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz