Dzień
jak zwykle… Szkoła… Spotkanie z przyjaciółmi… z NIM… chwila porywu…
ucieczki w świat marzeń… i znów powrót do rzeczywistości… Teraz leżę na
łóżku i rozmyślam. W uszach mam słuchawki, słucham moich ulubionych
piosenek. Zastanawiam się nad tym, co się dzieje, nad przyszłością, nad
przeszłością, nad swoimi uczuciami, nad sobą! Nazywam się Amy Neither.
Mieszkam w małej wiosce pod Barceloną, ale pochodzę z Polski. Moja mama
zmarła parę lat temu w wypadku samochodowym. Policja nie znalazła
przyczyny. Podejrzewano nawet samobójstwo, ale ja wiem, że to nie mogło
być to. Mama mnie kochała, nie opuściłaby mnie! Po tym zdarzeniu
zamknęłam się w sobie. Musiałam wyjechać do Hiszpanii, bo tutaj mieszkał
mój ojciec ze swoją nową żoną, czyli moją macochą, i moim przybranym
bratem – Filiphem. Kiedy się przeprowadzałam miałam zaledwie dziesięć
lat. Po pięciu latach jakoś sobie radzę, a za dwa miesiące są moje
szesnaste urodziny. Wierzę, że wtedy stanie się coś niesamowitego. To
właśnie w swoje szesnaste urodziny mama poznała tatę. Biorę ten fakt za
coś w rodzaju przepowiedni. Pierwsze dni w nowej szkole były okropne.
Odtrącałam każdego, kto podszedł. W końcu udało mi się otrząsnąć i
zdobyłam garstkę przyjaciół. Mam trójkę prawdziwych przyjaciółek, a
raczej sióstr, Natalie, Michaile, Tina, no i mam Lucasa. W sumie to on
sprawił, że znów zaczęłam się śmiać. Nadał mojemu życiu nowy sens. Jest
ideałem każdej dziewczyny. Z wyglądu porównuje go do aniołów. Ma blond
włosy i oczy o kolorze nieba. Jest dobrze zbudowany. Ubiera się na
sportowo. Często nosi jeansy i bluzy, ale można Go też zobaczyć w koszulach. Potrafi zrozumieć wszystko bez
zbędnych słów, tak jakby czytał w myślach. Zawsze, kiedy mam zły humor,
on wpada do mnie. Łączy nas niesamowita więź. Dla mnie jest kimś więcej
niż przyjacielem czy bratem. W moim życiu zawsze się dużo działo, ale
moja historia rozpoczęła się niedawno. Byłam na wycieczce klasowej w
górach… To były najgorsze dni mojego życia. Nasza zgraja zgubiła się w
lesie. Przez dwie godziny błąkaliśmy się między drzewami. Nie
wiedzieliśmy, co robić. Postanowiliśmy, że chwilę odpoczniemy.
Usiedliśmy pod dużą rozłożystą wierzbą. Przed nami widniało jeziorko, a
wokół rosło wiele gatunków zarośli. Zastanawialiśmy się, co dalej robić.
Nagle coś usłyszeliśmy. Nastała grobowa cisza. Mogłam spokojnie
policzyć każdy szelest, każdy oddech. Coś nas napadło. Od tego czasu
czuję, jakbym spotkała kogoś, a raczej coś, co zna mnie od dawna, ale
dopiero wtedy mnie odnalazło. Z krzaków wyskoczyła postać podobna do
psa. Ogromne zwierzę z kłami ostrymi jak noże i dużymi, niebieskimi
oczami, które prześwietliły mnie na wylot. Byliśmy przerażeni! Spojrzało
na mnie i znikło. Znikło, lecz tylko pozornie. Mam wrażenie, że ono
mnie obserwuje, nie odstępuje na krok. Widzę TO każdej nocy. Pojawia się
w moich snach, wyciąga mnie z łóżka, każe iść na dwór. Chce się
spotkać. Nie wiem, czemu, ale wydaje mi się, że to nie jest zwykłe
zwierzę. Jest w tym coś magicznego, mrocznego. Tak jakby był z innego
świata. Świata, który znam. Coś w rodzaju świata magii, snów. Wiem, że
to wydaje się dziwne, ale już kiedyś tam byłam, a przynajmniej tak mi
się zdaje. Chodzi, o to, że w czasie snów kontaktują się ze mną różne
osoby oraz zwierzęta i przekazują mi informacje na temat przyszłości.
Pierwszy raz przemówiła do mnie mała dziewczynka, powiedziała, że znajdę
szczęście w uśmiechu. Myślałam o tym bardzo często. Zorientowałam się, o
co chodzi dopiero, kiedy poznałam Lucasa i zobaczyłam jego śnieżnobiały
uśmiech. Zrozumiałam, że wiadomości nie są takie proste i muszę je
zrozumieć. Raz ukazała się mama, ubrana w fioletową suknię i z wiankiem
we włosach. Wyglądała, jak jakaś księżniczka. Miała na twarzy wypisane
Jej całe szczęście. Te uczucie i kwitnąca uroda mnie dziwnie uspokoiła. Chyba pierwszy raz od Jej śmierci poczułam się tak jakby była obok mnie. To Ona wskazała mi ten świat. Niby spałam, lecz
wierzę, że to była prawda, że sprawdzi się to tak samo jak inne
wiadomości. Chwyciła mnie za rękę i pokazała okolice. Na koniec
podarowała mi naszyjnik. Był prześliczny! Miał złoty łańcuszek, a
zawieszka była w kształcie serca, na środku był duży niebieski kryształ.
Mama powiedziała, że dzięki temu mogę się z nią skontaktować. Podarunek
mocno chwyciłam do ręki. Próbowałam się pożegnać, ale Jej już nie było.
Obudziłam się z nadzieją, że znów Ją spotkam. Niestety to był jedyny
raz do tej pory, gdy ją widziałam w snach. Jak głupia myślałam, że może znajdę gdzieś jakiś znak od Niej, ale jak zwykle się myliłam. Kilka dni później ojciec
przyniósł mi paczkę. Zdziwiłam się, ponieważ niczego nie zamawiałam.
Otworzyłam pudełko i wyjęłam przedmiot. Nie umiałam w to uwierzyć. W
paczce znajdował się naszyjnik. Ten sam, który mama podarowała mi w
śnie. Kamień świecił się niczym gwiazdka z nieba. Adresu nadawczego nie było. Szczerze nie zdziwiło mnie to. Jednak w
miejscu gdzie powinien on być, napisane było imię i nazwisko... Louis Tomlinson… Nie znam Go, choć zdaje mi się, że gdzieś już słyszałam to
nazwisko… A może tylko mi się wydaje…?
"Bo nikt nie zna cię, kochanie, tak jak ja
I nikt nie kocha cię, kochanie, tak jak ja
Minęło dużo czasu, minęło dużo czasu
Musimy być ognioodporni
Bo nikt nie ratuje mnie, kochanie, tak jak ty" /Fireproof
_______________________________________________________________
No to mamy prolog. Co myślicie? Jak się zapowiada? Liczę kotki na jakieś komentarze :) Kasiulka "Ruda"