sobota, 13 września 2014

PROLOG

Dzień jak zwykle… Szkoła… Spotkanie z przyjaciółmi… z NIM… chwila porywu… ucieczki w świat marzeń… i znów powrót do rzeczywistości… Teraz leżę na łóżku i rozmyślam. W uszach mam słuchawki, słucham moich ulubionych piosenek. Zastanawiam się nad tym, co się dzieje, nad przyszłością, nad przeszłością, nad swoimi uczuciami, nad sobą! Nazywam się Amy Neither. Mieszkam w małej wiosce pod Barceloną, ale pochodzę z Polski. Moja mama zmarła parę lat temu w wypadku samochodowym. Policja nie znalazła przyczyny. Podejrzewano nawet samobójstwo, ale ja wiem, że to nie mogło być to. Mama mnie kochała, nie opuściłaby mnie! Po tym zdarzeniu zamknęłam się w sobie. Musiałam wyjechać do Hiszpanii, bo tutaj mieszkał mój ojciec ze swoją nową żoną, czyli moją macochą, i moim przybranym bratem – Filiphem. Kiedy się przeprowadzałam miałam zaledwie dziesięć lat. Po pięciu latach jakoś sobie radzę, a za dwa miesiące są moje szesnaste urodziny. Wierzę, że wtedy stanie się coś niesamowitego. To właśnie w swoje szesnaste urodziny mama poznała tatę. Biorę ten fakt za coś w rodzaju przepowiedni. Pierwsze dni w nowej szkole były okropne. Odtrącałam każdego, kto podszedł. W końcu udało mi się otrząsnąć i zdobyłam garstkę przyjaciół. Mam trójkę prawdziwych przyjaciółek, a raczej sióstr, Natalie, Michaile, Tina, no i mam Lucasa. W sumie to on sprawił, że znów zaczęłam się śmiać. Nadał mojemu życiu nowy sens. Jest ideałem każdej dziewczyny. Z wyglądu porównuje go do aniołów. Ma blond włosy i oczy o kolorze nieba. Jest dobrze zbudowany. Ubiera się na sportowo. Często nosi jeansy i bluzy, ale można Go też zobaczyć w koszulach. Potrafi zrozumieć wszystko bez zbędnych słów, tak jakby czytał w myślach. Zawsze, kiedy mam zły humor, on wpada do mnie. Łączy nas niesamowita więź. Dla mnie jest kimś więcej niż przyjacielem czy bratem. W moim życiu zawsze się dużo działo, ale moja historia rozpoczęła się niedawno. Byłam na wycieczce klasowej w górach… To były najgorsze dni mojego życia. Nasza zgraja zgubiła się w lesie. Przez dwie godziny błąkaliśmy się między drzewami. Nie wiedzieliśmy, co robić. Postanowiliśmy, że chwilę odpoczniemy. Usiedliśmy pod dużą rozłożystą wierzbą. Przed nami widniało jeziorko, a wokół rosło wiele gatunków zarośli. Zastanawialiśmy się, co dalej robić. Nagle coś usłyszeliśmy. Nastała grobowa cisza. Mogłam spokojnie policzyć każdy szelest, każdy oddech. Coś nas napadło. Od tego czasu czuję, jakbym spotkała kogoś, a raczej coś, co zna mnie od dawna, ale dopiero wtedy mnie odnalazło. Z krzaków wyskoczyła postać podobna do psa. Ogromne zwierzę z kłami ostrymi jak noże i dużymi, niebieskimi oczami, które prześwietliły mnie na wylot. Byliśmy przerażeni! Spojrzało na mnie i znikło. Znikło, lecz tylko pozornie. Mam wrażenie, że ono mnie obserwuje, nie odstępuje na krok. Widzę TO każdej nocy. Pojawia się w moich snach, wyciąga mnie z łóżka, każe iść na dwór. Chce się spotkać. Nie wiem, czemu, ale wydaje mi się, że to nie jest zwykłe zwierzę. Jest w tym coś magicznego, mrocznego. Tak jakby był z innego świata. Świata, który znam. Coś w rodzaju świata magii, snów. Wiem, że to wydaje się dziwne, ale już kiedyś tam byłam, a przynajmniej tak mi się zdaje. Chodzi, o to, że w czasie snów kontaktują się ze mną różne osoby oraz zwierzęta i przekazują mi informacje na temat przyszłości. Pierwszy raz przemówiła do mnie mała dziewczynka, powiedziała, że znajdę szczęście w uśmiechu. Myślałam o tym bardzo często. Zorientowałam się, o co chodzi dopiero, kiedy poznałam Lucasa i zobaczyłam jego śnieżnobiały uśmiech. Zrozumiałam, że wiadomości nie są takie proste i muszę je zrozumieć. Raz ukazała się mama, ubrana w fioletową suknię i z wiankiem we włosach. Wyglądała, jak jakaś księżniczka. Miała na twarzy wypisane Jej całe szczęście. Te uczucie i kwitnąca uroda mnie dziwnie uspokoiła. Chyba pierwszy raz od Jej śmierci poczułam się tak jakby była obok mnie. To Ona wskazała mi ten świat. Niby spałam, lecz wierzę, że to była prawda, że sprawdzi się to tak samo jak inne wiadomości. Chwyciła mnie za rękę i pokazała okolice. Na koniec podarowała mi naszyjnik. Był prześliczny! Miał złoty łańcuszek, a zawieszka była w kształcie serca, na środku był duży niebieski kryształ. Mama powiedziała, że dzięki temu mogę się z nią skontaktować. Podarunek mocno chwyciłam do ręki. Próbowałam się pożegnać, ale Jej już nie było. Obudziłam się z nadzieją, że znów Ją spotkam. Niestety to był jedyny raz do tej pory, gdy ją widziałam w snach. Jak głupia myślałam, że może znajdę gdzieś jakiś znak od Niej, ale jak zwykle się myliłam. Kilka dni później ojciec przyniósł mi paczkę. Zdziwiłam się, ponieważ niczego nie zamawiałam. Otworzyłam pudełko i wyjęłam przedmiot. Nie umiałam w to uwierzyć. W paczce znajdował się naszyjnik. Ten sam, który mama podarowała mi w śnie. Kamień świecił się niczym gwiazdka z nieba. Adresu nadawczego nie było. Szczerze nie zdziwiło mnie to. Jednak w miejscu gdzie powinien on być, napisane było imię i nazwisko... Louis Tomlinson… Nie znam Go, choć zdaje mi się, że gdzieś już słyszałam to nazwisko… A może tylko mi się wydaje…?

"Bo nikt nie zna cię, kochanie, tak jak ja
I nikt nie kocha cię, kochanie, tak jak ja
Minęło dużo czasu, minęło dużo czasu
Musimy być ognioodporni
Bo nikt nie ratuje mnie, kochanie, tak jak ty" /Fireproof
_______________________________________________________________
No to mamy prolog. Co myślicie? Jak się zapowiada? Liczę kotki na jakieś komentarze :) Kasiulka "Ruda"

2 komentarze: