Po pierwsze: bardzo dziękuję za tą nominację, naprawdę się nie spodziewałam czegoś takiego ;* może jednak ktoś to czyta? Kocham ludzi, którzy poświęcają czas, żeby wejść i poczytać moje głupoty. Tylko dlaczego do cholery nie komentujecie i nie pokazujecie, że jesteście oraz że wam się podoba?! :o
A teraz część druga ;) :
Pytania zadała mi http://stay-witch-me-4ever.blogspot.com/#_=_
No to czas na moje odpowiedzi:
1. Jakiego koloru macie oczy?
- Zielone
2. Ulubiony kolor?
- Czarny i czerwień
3.Chcecie tatuaż? Jaki?
- Jakiś słodki (mały) na łopatce, koniecznie musi coś symbolizować
4. Ulubione zwierzę?
- Nie mam ulubieńca ;) wszystkie zwierzaki są cudowne na swój sposób
5. Motto?
- "Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą"
6. Ulubione ff?
- dark-fanfiction.blogspot.com
7. Coca cola vs pepsi?
- Pepsi, bo słodsza ^.^
8. Zima vs lato?
- Lato, nie lubię, jak mi zimno!
A więc ja nominuję:
1. http://iagines.blogspot.com/
2. http://the-voice-of-my-heart-pl.blogspot.com/#_=_
3. http://internetowy-przyjaciel-harry-styles.blogspot.com/?m=1
4. http://www.baby-im-a-sinner-pl.blogspot.com/?m=1
A moje pytania to:
1. Jak masz na drugie imię?
2. Książka czy film?
3. Twój ulubiony cytat to...?
4. Co jest ważniejsze , uroda czy intelekt?
5. Ulubiona bajka z dzieciństwa?
6. Ulubiona piosenka świąteczna?
7. Liczysz się ze zdaniem innych?
8. Jakiego słowa najbardziej nie lubisz?
9. Skąd bierzesz inspiracje?
10. Umiesz malować?
11. Kamo bardziej ufasz rodzinie czy przyjaciołom?
poniedziałek, 22 grudnia 2014
niedziela, 21 grudnia 2014
Rozdział 4
On musi wiedzieć, o tym co tu się stało! Choć w sumie jego zadaniem było nie dopuszczenie do tego spotkania. Może jednak on o niczym nie wie?
***
Rozchyliłam lekko powieki. Promienie słońca, wpadające do pokoju spomiędzy zasłon, okalają moją twarz. Otwarte okno wpuszcza do pomieszczenia lekki, letni wietrzyk. I ten śpiew ptaków o poranku, i stukanie w drzwi. Stukanie w drzwi? Wstałam z łóżka. Oprzytomniałam. Jeszcze kilka sekund temu myślałam, że pukanie było tylko częścią snów, a jednak nie. Zeszłam po schodach chwiejnym krokiem. Przekręciłam klucz i otwarłam drzwi. No tak... Lucas... stał i spokojnie czekał na moją reakcję.
- Hej, mogę? - wydusił w końcu.
- Nie! Odejdź! - wykrzyknęłam, zatrzaskując drzwi. Oparłam się o ścianę. On dalej tu był...
- Amy, proszę, porozmawiajmy...
- Nie! Nie chcę cię znać, już wszystko wiem! Nie musisz nic mi tłumaczyć!
- Nie wiesz wszystkiego, powiedziałem ci tylko kim jestem.
- Tyle mi od ciebie wystarczy. - zza drzwi dobiegała jedynie głucha cisza.
- Co masz na myśli? - zapytał zdziwiony.
- Spóźniłeś się... Już mi ktoś wytłumaczył, co się dzieję. - powiedziałam już zirytowana. Wstałam i odeszłam.
Kierowałam się do kuchni. Ojciec z tą swoją panienką są już w pracy. I szczerze tego nie żałuję. Wyjęłam składnik, po czym zaczęłam robić ciasto na naleśniki.
- Ja chcę z nutellą! -usłyszałam zza pleców.
- Hmm, a może pan sobie życzy do tego jeszcze jakieś owoce? - odpowiedziała. Odwróciłam się i ujrzałam ośmioletniego chłopca szczerzącego do mnie swoje białe ząbki. Czarne pukle włosów odstawały na wszystkie strony. Po przymkniętych, lekko opuchniętych, brązowych oczach wywnioskowałam, że musiał dopiero wstać.
- A chętnie. Może... wiem! Banany i truskawki! - ucieszył się.
- Filiph! A co ty tak wcześnie dziś wstałeś?
- Eh, ten twój gość to chyba umarłego by obudził - zaśmiał się
- To pędź się ubierz, a potem, jak wrócisz, twoje naleśniki będą na ciebie czekać. - poczochrałam czuprynę braciszka, a ten pobiegł do łazienki.
Pomimo tego, że nie potrafię znieść tego babsztyla, to Filipha polubiłam. Pokochałam go tak, jak powinnam kochać brata. Po śniadaniu dostałam esa od Tiny:
- Hej, mogę? - wydusił w końcu.
- Nie! Odejdź! - wykrzyknęłam, zatrzaskując drzwi. Oparłam się o ścianę. On dalej tu był...
- Amy, proszę, porozmawiajmy...
- Nie! Nie chcę cię znać, już wszystko wiem! Nie musisz nic mi tłumaczyć!
- Nie wiesz wszystkiego, powiedziałem ci tylko kim jestem.
- Tyle mi od ciebie wystarczy. - zza drzwi dobiegała jedynie głucha cisza.
- Co masz na myśli? - zapytał zdziwiony.
- Spóźniłeś się... Już mi ktoś wytłumaczył, co się dzieję. - powiedziałam już zirytowana. Wstałam i odeszłam.
Kierowałam się do kuchni. Ojciec z tą swoją panienką są już w pracy. I szczerze tego nie żałuję. Wyjęłam składnik, po czym zaczęłam robić ciasto na naleśniki.
- Ja chcę z nutellą! -usłyszałam zza pleców.
- Hmm, a może pan sobie życzy do tego jeszcze jakieś owoce? - odpowiedziała. Odwróciłam się i ujrzałam ośmioletniego chłopca szczerzącego do mnie swoje białe ząbki. Czarne pukle włosów odstawały na wszystkie strony. Po przymkniętych, lekko opuchniętych, brązowych oczach wywnioskowałam, że musiał dopiero wstać.
- A chętnie. Może... wiem! Banany i truskawki! - ucieszył się.
- Filiph! A co ty tak wcześnie dziś wstałeś?
- Eh, ten twój gość to chyba umarłego by obudził - zaśmiał się
- To pędź się ubierz, a potem, jak wrócisz, twoje naleśniki będą na ciebie czekać. - poczochrałam czuprynę braciszka, a ten pobiegł do łazienki.
Pomimo tego, że nie potrafię znieść tego babsztyla, to Filipha polubiłam. Pokochałam go tak, jak powinnam kochać brata. Po śniadaniu dostałam esa od Tiny:
"Hej, dzisiaj - zakupy. Koniecznie ;)
xoxo"
***
xoxo"
No to dzień zaplanowany. Od zakończenia roku szkolnego nią miałam z nią kontaktu. Miałam na głowie ważniejsze sprawy. Cieszę się, że o mnie nie zapomniała, bo mi całkiem to wypadło z głowy!
***
- Heeej! - jak zwykle uśmiechnięta.
- No hej! - przytuliłam przyjaciółkę. - To gdzie najpierw? Masz już coś na oku?
- Nie, ale proponuję... H&M?
- No jasne. Z tobą wszędzie, przecież wiesz. - zażartowałam.
Z dwie godziny, na pewno, chodziłyśmy po sklepach, przeszukując wieszaki i regały. Każda z nas kupiła sobie przynajmniej parę sukienek i coś do tego. Ja znalazłam dziewczęcą sukienkę z koronką, o kolorze nocnego nieba i seksowną czarną niczym pióra kruka. Gdy tylko je zobaczyłam pomyślałam o Louisie. Może i znam go nie znam, ale zdaje się być taki szczery, zupełnie jakbym z nim dorastała. Pragnęłam go znów zobaczyć, porozmawiać, dowiedzieć się czegoś więcej.
Po udanych zakupach poszłyśmy odpocząć i poplotkować do kawiarni.
- Amy... poznałam pewnego chłopaka.
- Oh, ale fajnie, a zdradzisz mi jego imię?
- Nawet coś więcej. Chce Ci go przedstawić.
- Jeej, to kiedy?
- Teraz! Spójrz do tyłu. - powiedziała, trzepocząc rzęsami. Kilka metrów za mną stał chłopak, który mimo, że mnie nigdy nie spotkał, spoglądał w moją stronę, a nie na Tinę.
"I tak, pozwoliłem ci wykorzystywać mnie od dnia,
kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy.
Ale Jeszcze nie skończyłem.
Zakochiwać się w tobie.
Złoto głupców
I wiedziałem, że robiłaś tak z każdym, kogo spotkałaś,
Ale nie żałuję, że zakochałem się w tobie.
Złoto głupców." / Fool's Gold
kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy.
Ale Jeszcze nie skończyłem.
Zakochiwać się w tobie.
Złoto głupców
I wiedziałem, że robiłaś tak z każdym, kogo spotkałaś,
Ale nie żałuję, że zakochałem się w tobie.
Złoto głupców." / Fool's Gold
niedziela, 7 grudnia 2014
Rozdział 3
Serce zamarło mi w bezruchu, kiedy poczułam na swojej szyi czyjś ciepły oddech. Z trudnością łapałam powietrze. Moje sanktuarium bezpieczeństwa zostało zniszczone. Mój pokój pozostał jedynym miejscem, które pozostało, takie jakie było wcześniej. Teraz nie posiadam nawet tego. Powolnym ruchem odwróciłam się twarzą do właściciela oddechu. W jednym momencie wszystkie żyły wypełniła lawa, a serce przybrało nienaturalnie szybkie tempo. Błękit oczu zdawał mi się być znajomy, choć nie należał do żadnej z osób z mojej okolicy. Lucas ma podobny przeszywający do głębi wzrok, lecz jego źrenice są koloru nieba, a te mają w sobie coś zwierzęcego. Odcień nie jest czysty, ma domieszkę szarości. Jego spojrzenie, skierowane wprost na środek mojej twarzy, było nie wiarygodnie dzikie. Płatki lekko zadartego nosa poruszały się jakby wąchał powietrze. Kąciki jego ust uniosły się minimalnie w grymasie, który chyba miał być uśmiechem. Jego szeroko rozstawione brwi były ściągnięte. Ubrany był w szary T-shirt i starte jeansy.
- Przepraszam, jeżeli Cię wystraszyłem. - powiedział po chwili głosem pewnego siebie podrywacza. - Nazywam się Louis.
- Louis... Louis Tomlinson? - zapytałam zdezorientowana.
- Tak, tak. - Na twarzy nastolatka pojawił się prawdziwy uśmiech. Nie potrafiłam oderwać oczu od jego czarujących ust. - A myślałem, że już zapomniałaś.
- To ty wysłałeś mi ten naszyjnik, prawda? - wskazałam przedmiot, leżący na biurku. - I to ty byłeś u mnie w tą noc, wczoraj.
- Bystra jesteś. - Ton jakim wypowiedział te słowa nie był irytujący. Było w nim coś... coś takiego... pociągającego.
- Ale skąd Ty mnie znasz? Kim Ty jesteś?!
- Hmmmm... Nie powinniśmy się wreszcie przywitać, Amy?
Chłopak sprawiał wrażenie przyjaznego. Mgiełka tajemniczości, jaką tworzył wokół siebie, wręcz przyciągała do rozmowy. Chciało się podejść do niego, chwycić i dokopać się do tych wszystkich tajemnic, które skrywał, gdzieś głęboko.
- Pamiętam te oczy to Ty byłeś, jesteś tym chłopcem ze snu!
- Owszem. Ja pokazałem Ci to wszystko. Mam moc, żeby Ci przypomnieć niektóre rzeczy, ale muszę na to poświęcić bardzo dużo energii. To i tak bez znaczenia, dla Ciebie zrobiłbym wszystko.
- Dla mnie? Jak to?
- Ta chwila... W śnie widziałaś dzień, w którym odważyłem się wyjść z cienia drzew. Miałem wtedy ogromną ochotę, żeby do Ciebie podbiec i móc z Tobą porozmawiać, pobawić się, zaprzyjaźnić. I wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie to kim jestem.
- O czym Ty mówisz?
- Amy... Naprawdę nie wiesz? Blondynek nigdy Ci nic nie powiedział? Nie wyjaśnił?
- Co Luki ma z tym wszystkim wspólnego?! - krzyknęłam.
- Spokojnie. - jego powaga w tej sytuacji była nieznośna. - jestem Werelobo , ale Tobie pewnie to nic nie mówi. W naszym świecie nazywają mnie " nino de la nuna". To coś podobnego do wilkołaków. Tylko, że akurat nad nami księżyc nie ma władzy. My odbieramy od niego moc. W naszej ojczyźnie moja rasa jest tępiona. Uważa się nas za potwory. a dlaczego? - z ust bruneta wydobył się smutny skowyt. - Ba nasi przodkowie zabijali ludzi. Po kilkuletniej wojnie wypędzono nas z Casahadas, zamieszkaliśmy w lasach. Czasem były pogłoski, że ktoś się zdołał skontaktować z ludźmi z waszego ludu. Ale cóż... Plotki szybko ucichały. Jako dziecko gardziłem swoim rodzeństwem. Słuchałem jak opowiadano, że jesteśmy dla was zagrożeniem, tylko niebezpieczeństwem. Dowiadywałem się, że nas zabijacie, kiedy chcemy podejść. Uczono mnie, że nie mogę się zbliżać do miasta ani nawet wychodzić z lasu. Kiedy miałem z pięć lat odłączyłem się od stada. Nie mogłem uwierzyć, że jesteście naszymi wrogami. Według mnie jesteśmy tacy sami. Wszyscy pragniemy tego samego - chcemy szczęścia. Mamy uczucia... Różnimy się tylko zdolnościami. A co do "Lukiego" czy jak mu tam? Jest Guardianem, jego gatunek stworzył władca, który nas wygnał. Pierwotnie ich zadaniem było trzymanie nas z dala od miasta. Później dziecko "strażników"... - słowo to wypowiedział z widocznym obrzydzeniem, z urazą. Mimowolnie poczułam się gorzej. Współczułam mu. - było przeznaczone jako opiekun rodziny królewskiej. "Opiekun z niebios" powinien być czysty. Żadne kłamstwo nie może zanieczyścić ich sumienia. O ile mają coś takiego jak sumienie... - Smutek w oczach chłopaka był większy niż można by wyczytać z tonu jego głosu. Z kącika oka spłynęła mu maleńka kropelka łzy. - A jednak chyba Ci przypadł buntownik. Okłamywał Cię, udawał kogoś kim nie jest. Mam Ci do przekazania, że Twoja mama żyje i ma się dobrze. Tęskni za Tobą. Muszę już iść. Jeśli będziesz mnie potrzebować przybędę. I jeszcze raz przepraszam, jeśli Cię przestraszyłem..
- Nie... - nie zdążyłam dokończyć zdania, a on już uciekł. Chciałam zapytać jeszcze o mamę, dowiedzieć się czegoś więcej. I wtedy zdałam sobie z czegoś sprawę. Lucas! Jest moim "opiekunem", on musi wiedzieć, o tym co tu się stało!
- Przepraszam, jeżeli Cię wystraszyłem. - powiedział po chwili głosem pewnego siebie podrywacza. - Nazywam się Louis.
- Louis... Louis Tomlinson? - zapytałam zdezorientowana.
- Tak, tak. - Na twarzy nastolatka pojawił się prawdziwy uśmiech. Nie potrafiłam oderwać oczu od jego czarujących ust. - A myślałem, że już zapomniałaś.
- To ty wysłałeś mi ten naszyjnik, prawda? - wskazałam przedmiot, leżący na biurku. - I to ty byłeś u mnie w tą noc, wczoraj.
- Bystra jesteś. - Ton jakim wypowiedział te słowa nie był irytujący. Było w nim coś... coś takiego... pociągającego.
- Ale skąd Ty mnie znasz? Kim Ty jesteś?!
- Hmmmm... Nie powinniśmy się wreszcie przywitać, Amy?
Chłopak sprawiał wrażenie przyjaznego. Mgiełka tajemniczości, jaką tworzył wokół siebie, wręcz przyciągała do rozmowy. Chciało się podejść do niego, chwycić i dokopać się do tych wszystkich tajemnic, które skrywał, gdzieś głęboko.
- Pamiętam te oczy to Ty byłeś, jesteś tym chłopcem ze snu!
- Owszem. Ja pokazałem Ci to wszystko. Mam moc, żeby Ci przypomnieć niektóre rzeczy, ale muszę na to poświęcić bardzo dużo energii. To i tak bez znaczenia, dla Ciebie zrobiłbym wszystko.
- Dla mnie? Jak to?
- Ta chwila... W śnie widziałaś dzień, w którym odważyłem się wyjść z cienia drzew. Miałem wtedy ogromną ochotę, żeby do Ciebie podbiec i móc z Tobą porozmawiać, pobawić się, zaprzyjaźnić. I wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie to kim jestem.
- O czym Ty mówisz?
- Amy... Naprawdę nie wiesz? Blondynek nigdy Ci nic nie powiedział? Nie wyjaśnił?
- Co Luki ma z tym wszystkim wspólnego?! - krzyknęłam.
- Spokojnie. - jego powaga w tej sytuacji była nieznośna. - jestem Werelobo , ale Tobie pewnie to nic nie mówi. W naszym świecie nazywają mnie " nino de la nuna". To coś podobnego do wilkołaków. Tylko, że akurat nad nami księżyc nie ma władzy. My odbieramy od niego moc. W naszej ojczyźnie moja rasa jest tępiona. Uważa się nas za potwory. a dlaczego? - z ust bruneta wydobył się smutny skowyt. - Ba nasi przodkowie zabijali ludzi. Po kilkuletniej wojnie wypędzono nas z Casahadas, zamieszkaliśmy w lasach. Czasem były pogłoski, że ktoś się zdołał skontaktować z ludźmi z waszego ludu. Ale cóż... Plotki szybko ucichały. Jako dziecko gardziłem swoim rodzeństwem. Słuchałem jak opowiadano, że jesteśmy dla was zagrożeniem, tylko niebezpieczeństwem. Dowiadywałem się, że nas zabijacie, kiedy chcemy podejść. Uczono mnie, że nie mogę się zbliżać do miasta ani nawet wychodzić z lasu. Kiedy miałem z pięć lat odłączyłem się od stada. Nie mogłem uwierzyć, że jesteście naszymi wrogami. Według mnie jesteśmy tacy sami. Wszyscy pragniemy tego samego - chcemy szczęścia. Mamy uczucia... Różnimy się tylko zdolnościami. A co do "Lukiego" czy jak mu tam? Jest Guardianem, jego gatunek stworzył władca, który nas wygnał. Pierwotnie ich zadaniem było trzymanie nas z dala od miasta. Później dziecko "strażników"... - słowo to wypowiedział z widocznym obrzydzeniem, z urazą. Mimowolnie poczułam się gorzej. Współczułam mu. - było przeznaczone jako opiekun rodziny królewskiej. "Opiekun z niebios" powinien być czysty. Żadne kłamstwo nie może zanieczyścić ich sumienia. O ile mają coś takiego jak sumienie... - Smutek w oczach chłopaka był większy niż można by wyczytać z tonu jego głosu. Z kącika oka spłynęła mu maleńka kropelka łzy. - A jednak chyba Ci przypadł buntownik. Okłamywał Cię, udawał kogoś kim nie jest. Mam Ci do przekazania, że Twoja mama żyje i ma się dobrze. Tęskni za Tobą. Muszę już iść. Jeśli będziesz mnie potrzebować przybędę. I jeszcze raz przepraszam, jeśli Cię przestraszyłem..
- Nie... - nie zdążyłam dokończyć zdania, a on już uciekł. Chciałam zapytać jeszcze o mamę, dowiedzieć się czegoś więcej. I wtedy zdałam sobie z czegoś sprawę. Lucas! Jest moim "opiekunem", on musi wiedzieć, o tym co tu się stało!
"Pewnego dnia, zobaczysz rzeczy, które widzę ja.
Będziesz chciał/a powietrze, którym oddycham.
Nie będziesz chciała nigdy mnie zostawić." /Clouds
Będziesz chciał/a powietrze, którym oddycham.
Nie będziesz chciała nigdy mnie zostawić." /Clouds
Subskrybuj:
Posty (Atom)