poniedziałek, 14 września 2015

Rozdział 8

   Szliśmy powolnym krokiem, ramię w ramię. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Nigdy bym nie pomyślała, że oczaruje mnie tak szybko jakikolwiek chłopak, a już na pewno nie chłopak z innego świata. Nie mogę powiedzieć, że go kocham, bo to za szybko, ale bardzo go polubiłam. No dobra zauroczył mnie. Kiedy znaleźliśmy się już pod moim domem, Louis mnie mocno przytulił. Od razu skojarzyło mi się to z małymi dziećmi, które przytulają się z całych sił. Ale ten chłopak nadal był takim dużym dzieciakiem. Pożegnaliśmy się, a następnie weszłam do domu najciszej jak potrafiłam.
   Na moje szczęście wszyscy już spali. Nikogo nie obudziłam, więc mogłam mieć tylko nadzieję, że nie zauważyli nic podejrzanego. Założyłam swoją piżamę, składającą się z dresów i za dużej koszulki z nadrukiem. Wykąpałam się szybko i wskoczyłam do swojego miękkiego i cieplutkiego łóżka. Zamknęłam oczy i momentalnie zasnęłam.

***
   Blada dłoń wyciągnięta w moją stronę… Szeroki uśmiech krwistoczerwonych ust, ukazujący ostre kły… Długie czarne włosy opadające kaskadami… Duże szare oczy, przeszywające na wskroś…
   - Hej, to ty jesteś Amy, tak? – Nie potrafiłam wyczuć, jakie ma zamiary dziewczyna.
   - A kto pyta?
   - Oh, co ze mnie za człowiek… Nie przedstawiłam się. Jestem Roxy. Bardzo chciałam cię poznać. Niall to mój znajomy z klanu. Powiedział mi o tobie i poczułam, że muszę się z tobą skontaktować. – Rozgadała się ciemnowłosa.
   - Ok. Ok, ale może przejdź do setna. – Zaczęłam się niecierpliwić.
   - Już, już. W sumie to nic takiego. Po prostu chciałam zapytać czy może miałabyś ochotę się ze mną spotkać i zaprzyjaźnić się. Już, gdy wkradałam się do twoich snów doznałam twojej dobroci. A po za tym pragnę być przy tym, jak następczyni tronu wraca do swojej krainy. Tylko sobie nie pomyśl, że jestem jakaś chciwa czy coś, po prostu tutaj wśród wampirów nie ma dużo dziewczyn serdecznych, czy chociażby zwyczajnie miłych. To chyba jedyny sprawdzony stereotyp o nas. W sumie jestem wyjątkiem potwierdzającym regułę. A o czym ja to… A tak! No, więc, z racji, że nie ma tu żadnych… hmmm… przyjacielskich dziewczyn, pomyślałam, że może ty mogłabyś zostać moją przyjaciółką. Taką prawdziwą. Taką, z którą będziesz mogła się dzielić szczęściem i smutkami jak wrócisz do naszego świata. – Cieszy mnie fakt, że dziewczyna jest szczera, choć jej bezpośredniość też potrafi przerazić. - Ooou, jakie to cudowne niczym zaginiona księżniczka, która powraca do swojego królestwa. Do swojej bajki… - Powiedziała i zatonęła w swoich marzeniach. Przyznam, że dziewczyna od razu trafiła w dziesiątkę. Zainteresowała mnie swoją osobą i zaciekawiła swoim charakterem. Ma w sobie to coś, co sprawia, że chce się ją poznać. A ja już na pewno tego chciałam. – Ej, a może poprosimy chłopaków i się tam wybierzemy, co? Tylko nie teraz! –Krzyknęła. – Przecież musimy Ci wszystko wyjaśnić, opowiedzieć wszystko, wybrać jakieś śliczne ubrania, uczesać się… O tak! Zdecydowanie mamy przed sobą jeszcze dużo do zrobienia. Ale warto. Do kogo ja mówię?! Ty jesteś księżniczką. Moją panią… Jak mam do Ciebie mówić…? Wasza wysokość….?
    - Hahah… schlebiasz mi, naprawdę, ale nie musisz się tym martwić nie różnimy się zbytnio wiekowo, a ja nie uważam się za kogoś wyższej rangi. Jestem zwykłą dziewczyną.
    - Oj kochaniutka… zdziwię cię. Jestem od ciebie starsza o jakieś 200 lat? No chyba jakoś tak. Kto by to liczył? Hihihih… Pewnie już zauważyłaś, że nie owijam w bawełnę. Jasno wyrażam swoje zamiary i mówię, co myślę. A to wszystko, dlatego że mając tyle lat za sobą, nauczyłam się, że tylko tak można przetrwać. No, przecież szczerość to nie chamstwo. – Więcej nie potrafiłam zrozumieć. Jej słowa się zlewały i powstawał nic nieznaczący bełkot. Jej twarz zaczęła się rozmywać, a krucha oraz zdecydowanie za koścista sylwetka zlała się z ciemnym tłem nocy. Z całego tego wręcz czarnego obrazu odbijała się jedynie jej chorobliwie jasna cera. Lecz z czasem i ona zaczęła znikać. Wiedziałam, że już ranek. Powoli się budziłam.
   Otworzyłam oczy. Ledwo wyczołgałam się spod koca. Miałam wrażenie, że boli mnie chyba każda część mojego drobnego i potłuczonego, po wczorajszym wieczorze, ciała. Czułam się jakbym zasnęła i spędziła całą noc, śpiąc na drewnianych kołkach. Podeszłam do swojej lekko zakurzonej toaletki. W odbiciu lustrzanym zobaczyłam dziewczynę z worami pod oczami i szopą włosów nie do ogarnięcia. Czy to nadal byłam ja? Zastawiałam się czy to możliwe, żebym przyjęła czyjąś postać, weszła w skórę obcej osoby i żyła jej życiem – normalnym życiem.
   Udałam się w kierunku szafy, kiedy zauważyłam zwinięty kawałek papieru, leżący w rogu pokoju. Podeszłam po niego i powoli rozwinęłam, zwracając uwagę, na to by nie podrzeć tego, co jest tam zawarte.
   „ Hej kochana. Mam nadzieję, że się wyspałaś. Razem, z Liamem i Niallem, zamierzamy zabrać Cię dzisiaj w pewną podróż. Nie będzie to jakaś długa wycieczka, po prostu chcemy Ci pokazać nasze ulubione miejsca w okolicy. Przy okazji będziemy mogli porozmawiać na temat, który z pewnością Cię zaciekawi.
xoxo
Twój Louis

P.S. W telefonie masz mój numer, wiem, że Ci się przyda. L.T. „
   Po przeczytaniu wiadomości uśmiech sam wkradł mi się na usta. A w myślach wciąż powtarzały mi się dwa słowa. Twój Louis… Czy to możliwe, że on czuje do mnie to samo? Nie. Na pewno mi się zdaje, w końcu on jest chłopakiem, który wprost mówi to, co czuje.
   Chyba jeszcze nigdy nie wyszarpałam tylu włosów rozczesując je. Następnym razem będę musiała lepiej zaopiekować się swoją fryzurą. No o ile będzie ‘następny raz’. Na szczotce zostało kilka kołtunów i to dużych. Zdecydowanie muszę dziś ją wyczyścić.
   Gdy miałam się już do tego zabierać, telefon, leżący na stoliku nocnym obok łóżka, zawibrował, oznajmując, że dostałam nową wiadomość. Podeszłam do urządzenia sprawdziłam, kto napisał. Było to od kogoś, kogo miałam zapisanego, jako ‘mój’. Nie musiałam długo się zastanawiać, kto to. To przecież wiadome – Louis. Napisał, aby dowiedzieć się, czy zgadzam się na wyjście z nimi. Odpowiedziałam mu jedynie, że nie mam nic ciekawszego do zrobienia, więc jest to dużo lepszą alternatywą niż siedzenie i odkładanie tłuszczyku. Nie czekałam długo na jego reakcję. Miał bardzo pogodny nastrój, bo zaczął się nabijać, że kochanego ciałka nigdy za wiele i że może odwoła spotkanie z chłopakami. Po chwili doszliśmy do porozumienia i o godzinie szesnastej, mieli się zjawić pod moim domem. Przecież, nie wypada, by dama zaprzątała sobie myśli miejscem spotkania, ma na głowie ważniejsze sprawy. Takie jak na przykład przygotowanie się do wyjścia.
   Zeszłam do kuchni, żeby zrobić sobie coś do zjedzenia, Oczywiście młody zostawił po swoim śniadaniu ogromny bałagan. W zlewie stała wieża, ułożona z brudnych naczyń, na stole leżały przewrócone płatki śniadaniowe, a obok znajdowała się butelka z mlekiem. Postanowiłam, że nie będę robić jeszcze większego bałaganu, więc podeszłam do szafki kuchennej i wyjęłam z niej miskę i łyżkę dla siebie. No. Dobra, przyznaję się. Nie tylko, dlatego, że nie chcę tego później sprzątać, ale także, dlatego, że, widząc to wszystko, nabrałam ochotę na takie jedzonka z rana. Nalałam sobie mleka, wrzuciłam płatki do miśki. Zajadałam aż mi się uszy częstym jakby to powiedziała moja mama. Zawsze lubiła takie powiedzonka. Ja nie miałam innego wyjścia i musiałam je wysłuchiwać. W końcu sama również zaczęłam ich używać.
   Po posiłku posprzątałam wszystko i ruszyłam do swojego pokoju. Kilka następnych godzin spędziłam n czytaniu książki. Kiedy zegar wybijał już czternastą trzydzieści, ledwo powstrzymałam się, by nie krzyknąć. Zostało jeszcze tylko półtorej godziny, a ja nie wiem nawet, w co się ubrać. Przeszukałam całą szafę. Wybrałam zwyczajny zestaw, składający się z czerwonych trampek, czarnych rurek i białego T-shirtu w poziome, cieniutkie paseczki w różnych kolorach. Zrobiłam lekki makijaż. Pociągnęłam rzęsy tuszem a na usta nałożyłam bezbarwny błyszczyk. Włosy spięłam w wysoki ogon. Kilka pasemek wysunęło mi się spod gumki okalając teraz moją twarz. W momencie, gdy skończyłam poprawiać i układać niesforną grzywkę, usłyszałam dzwonek do drzwi.

   Zbiegłam do holu, prawie nie spadając nie schodów. Otwarłam drzwi i ujrzałam trzy pary oczu, które mnie obserwowały oraz trzy szerokie i szczerze uśmiechy. Już wiedziałam, że będzie to udany dzień.


"Nie ma innego miejsca, gdzie chciałbym być
Niż to tutaj z tobą dziś
Gdybyśmy leżeli na ziemi, objąłbym Cię
I moglibyśmy zostać tu dziś w nocy
Bo jest tyle rzeczy jakie chcę Ci powiedzieć
Chcę powiedzieć..." ~Stole my heart

niedziela, 30 sierpnia 2015

Rozdział 7

   Zrobił krok w moją stronę, dwa, trzy... Zmniejszał przestrzeń między nami. Już tylko centymetry dzielą nasze ciała. Wtem pojawia się ten "potwór". Nietoperz powrócił, tylko, że tym razem zawisł w powietrzu pomiędzy mną, a zaskoczonym chłopakiem. Wokół zwierzaka pojawiły się iskry i nagle zniknął, zaś na jego miejscu pojawił się... Co?! Czy wy sobie robicie ze mnie jakieś żarty?! To przecież niemożliwe!


   Jakim cudem? Przede mną stał chłopak niewiele wyższy ode mnie. Miał blond włosy postawione na żelu. Blado niebieskie oczy, które w tym momencie wpatrywały się w Lucasa. Łatwo mogłam wywnioskować, że przyjaciółmi to oni nie są, ale zdecydowanie znali się już dłużej niż te kilka sekund. Z początku wydawało mi się, że to człowiek, lecz miał przeraźliwie bladą cerę – wręcz śnieżnobiałą oraz ostro zakończone kły. Chyba nie muszę mówić, że był wampirem.
   Pierwszy raz widziałam coś takiego na oczy. Ci dwaj zabijali się spojrzeniem. Gdyby nie fakt, iż nie wiem czy to jest możliwe (eh ten świat), to bym powiedziała, że dosłownie. Straciłam rachubę czasu. Sama już nie wiedziałam, czy stoimy tak od kilku sekund, czy minęły już godziny. Zapewne mogłabym się tak przyglądać, ale byłam tego świadoma, że to nie potrwa długo.
   - Co tu robisz, pijawko? –Warknął Luki. – Czyżby wilczek wezwał na pomoc całą brygadę bohaterów? – Szydził z nas. Mnie aż nosiło. Ledwo się powstrzymywałam, żeby nie wskoczyć na tego popaprańca i porządnie mu przyłożyć.
- Oj aniołku, nie denerwuj się tak. Przecież dobrze znasz dobre maniery, czyż się nie mylę? Zauważ, że jest tu taka przemiła dama, a przy damach powinno się rozmawiać z szacunkiem. – Powiedział spokojnie przybysz, okrążając wściekłego przeciwnika. Po czym znów stanął przed nim i uśmiechnął się pokazując swoje zabójcze uzębienie. – Ah. Wybacz, że nie uprzedziłem cię, iż zamierzam wpaść na waszą imprezkę, ale przebywałem w okolicy i zauważyłem tu, że się tak wyrażę, niezłe przedstawienie.
   Było widać, że już za moment Lucas się na niego rzuci. Był coraz bardziej zirytowany. Nie rozumiem tylko, dlaczego nie zrobił tego do tej pory? Czyżby rzeczywiście zląkł się wampira? Nie wątpię, zdecydowanie był bardzo niebezpieczny. W chwili, gdy „aniołek” miał odpowiedzieć ciętą ripostą usłyszeliśmy trzask w pokoju obok. W pokoju gdzie był Lou. Cała trójka odwróciła wzrok w tamtą stronę. I nagle z cienia wyłonił się Liam, z biegu wskoczył z pazurami na wroga. Blondyn niczego się nie spodziewał. Zaklął po cichu i zrobił unik, ale mimo to policzek miał poszarpany, a z ran już sączyła się krew. Dużo mu to nie dało, ponieważ za nim już był wampir. Ten zatopił kły w ramieniu Lucasa i rozorał mu je aż po łokieć.
   - Ty! – Wskazał na mnie mój były przyjaciel. – Nie myśl sobie, że wszystko ci wybaczę. Jesteś zwykłą zdzirą, która nie zasługuje na tron, a już na pewno nie na mnie!
   Tego było już za wiele. Jak on śmiał się tak do mnie odezwać?! Teraz to ja miałam ogromną ochotę się na niego rzucić i wydrapać mu te niegdyś kochane oczy. Zrobiłam już pierwsze kroki w jego kierunku, gdy do pomieszczenia wszedł Louis. Teraz powstrzymały mnie przed tym już tylko silne ramiona bruneta. Pierwsze, na co zwróciłam uwagę to to, że były one całe posiniaczone i poranione. Lucas roześmiał się. Chciał coś powiedzieć, ale nie przewidział, że nie zdąży. Liam wymierzył cios pięścią i celnie trafił w szczękę blondyna. Z kącika jego ust spłynęła strużka krwi. Z pewnością nie obejdzie się bez ogromnego siniaka.
   - Chodźmy stąd. Nie powinnaś tego widzieć. –Szepnął mi na ucho Lou. Chciałam zaprotestować i jakoś im pomóc. Nienawidziłam Lucasa bardziej niż mogłabym się spodziewać. Dlaczego dopiero teraz pokazał mi swoją prawdziwą twarz? Po tych wszystkich latach, które spędziliśmy, jako przyjaciele. Zdałam sobie jednak sprawę, że przecież nie jestem wyszkoloną wojowniczką. Nie potrafię się bić.
   - Dobrze. – Zgodziłam się zrezygnowana. Po chwili byliśmy już na zewnątrz.
   - Poczekaj tu. Wrócę za moment. Pomogę chłopakom i już będę z powrotem. Jesteś już bezpieczna. Nie musisz się już o nic bać. – Przytulił mnie, dał szybkiego całusa w czoło i pobiegł do domku, skąd wydobywały się dźwięki walki. Chyba tak mogę ująć to, co słyszałam. Pojękiwania, stękanie, czasem jakieś urywane słowa czy krzyki.
   Stałam tuż przed wejściem do lasu. Miałam ogromną ochotę wbiec między drzewa. Wrócić do domu, do rzeczywistości, myśląc, że to wszystko to tylko sen – długi oraz bardzo realistyczny sen. No, ale tak się nie da. W końcu TO jest rzeczywistość. To, co się zdarzyło do tej pory. Spotkania w snach, poznanie Louisa, Liama i ich świat – nasz świat, stracenie przyjaciela, który tak naprawdę nie był moim przyjacielem. To wszystko jest takie dziwne, nienormalne, po prostu inne. W sumie teraz to moje nowe życie i będę musiała się do tego przyzwyczaić. A może by tak zacząć trening? Samoobrona zdecydowanie mi się przyda. Postanowione, jak chłopcy uporają się z tą sytuacją poproszę ich o jakieś szkolenie.
   Dopiero teraz zauważyłam, że jest cicho. Nic nie słychać, ani głosów, ani odgłosów lasu. To dobrze czy źle?
   Wtem z budynku wyszedł Lou, zaraz za nim kroczyli jego przyjaciele, prowadzący związanego Lucasa. W porywie emocji ruszyłam biegiem w ich stronę. Cała czwórka była poznaczona zadrapaniami, ugryzieniami i śladami po uderzeniach. Nie mogę powiedzieć, że jakoś się tym przejęłam, byłam najzwyczajniej w świecie szczęśliwa, że tak to się skończyło. Udało się! Wskoczyłam w ramiona bruneta na przedzie. Schowałam twarz w zagłębieniu między szyją a barkami chłopaka. Ten zaś odwzajemnił uścisk, objął mnie mocniej. Czułam się wreszcie bezpieczna. Moglibyśmy tak trwać wieczność.
   - Ekhem, nie chciałbym wam przeszkadzać i przerywać tą uroczą scenkę, ale my też tu jesteśmy. Może byście się obściskiwali gdzieś bez towarzystwa, co? – Stwierdził Liam. Blondyn po drugiej stronie jęca zachichotał. Gdy na nich spojrzeliśmy zaczęli udawać, że wymiotują, na co odpowiedzieliśmy im szczerym śmiechem. – Oh zapomniałbym. Amy to Niall, Niall poznaj Amy. – Przedstawił mi wampira. Ten szeroko się uśmiechnął i podaliśmy sobie dłonie.
   - Miło mi cię poznać, Amy. Coś czuję, że to będzie ciekawa znajomość. W ogóle przyznaj, jestem oryginalny. Mogę się, że założyć, że jeszcze nigdy nie poznałaś nikogo w ten sposób.
   - Mi również bardzo miło. Zdecydowanie mogę ci to przyznać. Tylko uważaj, żeby ten tam nie był o nas zazdrosny. – Szepnęłam mu, wskazując na Louisa.
   - Ej! Wszystko słyszę! – Oburzył się, na co znów wybuchliśmy śmiechem. – A tak poza tematem „wkurzajmy Louisa”, może wreszcie zdecydujemy, kto zaprowadzi naszego znajomego przed radę?
   - Li, co powiesz na to by dać czas naszym gołąbkom? Poświęcimy się i weźmiemy to na siebie?
   - A wiesz, że sam chciałem to zaproponować? Hahah my to się doskonale rozumiemy. Normalnie jak bracia z dwóch różnych gatunków.
   - No, a podobno wilki i wampiry się nie lubią. – Dodałam. 
   - Ktoś tu za bardzo wkręcił się w Zmierzch. – Rzekł blondyn, zakrywszy dłonią usta. No to wszystko, co wiedziałam na temat tych wszystkich stworzeń, legło w gruzach. Jak mogłam być tak naiwna i uwierzyłam w to, co pisali o nich w książkach, czy w to, co było przedstawiane w filmach albo serialach. 
   Chwilę później już ich nie było. Jak powiedzieli, tak zrobili. Zajęli się Lucasem, dzięki czemu mogłam spędzić drogę powrotną z Louisem. Nie mogę na to narzekać. Nie żebym tego nie chciała. W sumie strasznie się o niego martwiłam. Tylko czy ja przypadkiem nie mówię, jak te wszystkie zakochane dziewczyny? 



"Czy możemy ruszyć tą samą drogą, dwa dni w tych samych ubraniach 
Wiem co powie, jeśli tylko sprawię, że cały ten ból zniknie
Czy możemy zatrzymać się choć na tę jedną minutę?
Wiesz, widzę, że twoje serce nie za dobrze współgra z tą sytuacją." /Over again

wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział 6

   Szliśmy w stronę lasu. Z każdym oddechem przychodziły mi do głowy inne wizje. Znam Lucasa od kilku, dobrych lat, a mimo to jestem bliżej Louisa. Chociaż po ostatnich wydarzeniach nie jestem pewna, czy wiem cokolwiek o przyjacielu. Okłamywał mnie cały ten czas! Ukrywał prawdę, która może być naprawdę ważna. Nie potrafię mu znowu zaufać.
   Idąc polnymi ścieżkami, nie rozmawialiśmy w ogóle. Dopiero przed wejściem w ciemność między pierwszymi drzewami, Liam przerwał ciszę.
   - Za chwilę będziemy na miejscu. Zaczekaj tu, a ja tylko sprawdzę, co się dzieje. Zaraz po chwilę po ciebie wrócę.
   Zostałam sama. Chłopak zgrabnie wszedł między konary drzew. Po paru sekundach straciłam go całkiem z pola widzenia. Zadziwia mnie, z jaką gracją się porusza. Zarówno Liam, jak i Louis. Pomimo swojego ciężaru nie sprawiają żadnego hałasu. Każdy krok stawiają z idealną ciszą. Grobową ciszą. Choć nie wiem, czy to określenie jest na miejscu.
   Stojąc w samotności, przysłuchiwałam się, czy przypadkiem ktoś się nie zbliża. Mój słuch jakby się wyostrzył. Słyszałam każdy szelest, odlatującego ptaka, każdy podmuch wiatru, który ruszał liśćmi. Zdaje się, że adrenalina ma ten talent "poprawiania" zmysłów.
   Nagle spomiędzy gałązek wyskoczył jeleń. Spojrzał na mnie, po czym rzucił się kłusem w moją stronę. W ostatnim momencie zdążyłam odskoczyć. Zwierze się tego nie spodziewało. Serce dudniło mi coraz szybciej. Miałam wrażenie, że długo nie pożyję. Byłam pewna, że nie dam rady wygrać z tak silnym, ogromnym porożem. Znów zobaczyłam te czarne oczy, spoglądające na mnie ze strachem i złością. Czułam krew pulsującą mi w żyłach. Kiedy zwierzak ponownie chciał zaatakować, zrobiłam rękami wymach. Zasłaniając się rękoma, czekałam na uderzenie. Jeleń zatrzymał się tuż przed moimi dłońmi. Przekrzywił łeb. Usłyszałam w swoich myślach pojedyncze słowa. "Pani"... "wybacz"... "pomocy"... Nie wiedziałam, czy to ja zwariowałam, czy naprawdę doszły do mnie myśli zwierzaka. Nigdy mi się coś takiego nie przytrafiło. Przez Kilka dobrych minut przyglądałam się, nie mogąc wydusić z siebie żadnego słowa.
   W chwili kiedy chciałam coś odpowiedzieć, pojawił się Liam. Wrócił tak jak chwilę temu odszedł - w całkowitej ciszy. Zwierze spłoszyło się na jego widok i uciekło. Od razu zauważyłam, że chłopak niczego nie widział. 
   - Droga wolna. Możemy powoli iść. Blondynek siedzi w pokoju razem z Louisem. Kochaś jest przywiązany do siedzenia. Gdyby nie to, że boję się, że sam nie dam rady, to chętnie bym Ci go tak zostawił. Eh, mówi się trudno i żyje się dalej. Lucas pisze coś i bacznie obserwuje swojego jedynego więźnia. Idź przodem, wszystko zgodnie z planem.
   - Boję się. Nie wiem, jak mam zareagować, gdyby mnie zobaczył. Nie wiem, co robić!
   - Eh, czy ja jej muszę wszystko wyjaśniać?! - bąknął pod nosem. - Jakby blondasek cię zauważył, zawsze możesz się mu wytłumaczyć, że Lou cię wezwał, a ja mogę zaatakować. Mamy ten element zaskoczenia. Nic nie będzie stracone, kumasz? Ale jak mnie zobaczy, to będzie gorzej, bo sama na pewno sobie z nim nie poradzisz. Wszystko jasne?! - chyba się zirytował... - Plan już znasz. Czekaj jedynie na mój znak. Teraz powoli chodź za mną. Postaraj się jak najmniej hałasować.
   Wolnym krokiem weszłam do lasu. Brunet wskazywał mi drogę lekkim dotknięciem w ramię. Jeśli miałam skręcić w lewo to dotykał mnie w lewy bark, tak samo gdy powinnam pójść w prawo. Po przejściu kilkudziesięciu metrów zobaczyłam mały domek. Zbudowany był w całości z drewna. Na oko mogło się w nim znajdować dwa duże pomieszczenia lub trzy czy cztery mniejsze pokoiki. W jednym z okien świeciło się światło. Było na tyle mocne bym mogła je zauważyć już dużo wcześniej.
   Wszystko było tak jak opisywał mi Liam. Wewnątrz ujrzałam dwie postacie. Lucasa i Louisa. Ten drugi siedział przywiązany do krzesła pod ścianą. Łatwo można było zauważyć, że ma mocno skrępowane ręce i nogi. Spod grubych sznurów przy nadgarstkach pociekła strużka ciemnoczerwonej krwi, gdy nastolatek się poruszył. Spojrzałam wyżej. Na policzku miał ogromnego siniaka, który znalazł się tam, z pewnością, nie przypadkiem. Usta miał zaklejone ciemną taśmą. Powieki opadały mu na przymknięte i lekko spuchnięte oczy. Jego oprawca siedział przy biurku. Notował coś, nie zwracając uwagi na swojego więźnia. Mój towarzysz mówił, że Lucas bacznie go obserwuje, lecz sytuacja musiała się zmienić. Tylko co było na tyle ważne, by odwrócić jego uwagę od tak ważnej czynności? Ubrany był w szarą koszulkę z nadrukiem, jego umięśnione nogi opinały czarne spodnie, a na ramiona miał narzuconą czarną skórzaną kurtkę. Wyglądał po prostu... seksownie. Boże! O czym ja myślę?! Przy ręce leżał złoty sztylet. No w końcu kto by się spodziewał, żeby ktoś taki nosił przy sobie broń.
   Najciszej jak potrafiłam skradałam się do okna obok. Wydawało mi się, że każdy mój krok słychać niczym huk armaty. Z niemałym strachem dotarłam do celu. Liam stał już za mną. Nadal nie potrafię uwierzyć, że potrafi się tak szybko i cicho poruszać. Wyjął z kieszeni coś na wzór scyzoryka, lecz zamiast ostrza wysunęła się rurka z materiału podobnego do metalu. Dopiero po dłuższej chwili zauważyłam, że dziwny przedmiot otacza się niebiesko-srebrną łuną światła. Myśląc, że chłopak chce wyłamać nim okno, zbliżyłam się. Złapałam go za dłoń, lecz ten tylko spojrzał na mnie. To mi wystarczyło, żeby zrozumieć żebym tego nie robiła. Myliłam się. On przytknął zaostrzoną końcówkę do szyby i bezszelestnie poprowadził nią. Rurka pozostawiała po sobie ślad, podobny do linii, malowanej markerem tylko, że ta była czarna jak smoła i zdecydowanie dużo grubsza. Z każdym szybkim ruchem dłoni odkrywała się nowa część rysunku. Po chwili skończył, a to co powstało, to usta przebite strzałą. Szyba zaczęła się topić. Fala ognia rozeszła się od rysunku aż po ramę okna, nie wydając przy tym najmniejszego szmeru. Kiedy już całkowicie znikła, chłopak dał mi znak abym weszła pierwsza. Nie zdążyliśmy wejść do środka, gdy tuż przed moją twarzą przeleciał nietoperz, a ja się wystraszyłam i potknęłam. Jak zwykle pokazałam swoją zgrabność i upadłam z głośnym trzaskiem na podłogę. Kiedy się obróciłam by zobaczyć reakcję Liama, jego już tam nie było.
   Ponownie zwróciłam wzrok w stronę pomieszczenia, w którym się znajdowałam. Wstałam. Dobrze zdawałam sobie sprawę z tego, że mam niewiele czasu. Przecież nie miałam szans na to by nikt tego nie zauważył. Nie usłyszałam kroków, właściwie nic nie słyszałam. To na pewno nie było normalne. Ta grobowa cisza zdecydowanie była najprostszą radą, UCIEKAJ! W momencie, kiedy ruszyłam do okna, stanął przede mną Lucas. Jego włosy opadały mu swobodnie na czoło. W ręce ściskał złoty sztylet, który już widziałam wcześniej. Po tylu latach znajomości czytałam z jego twarzy jak z książki. Teraz wiedziałam tylko jedno - był zaskoczony. Bez wątpliwości widział szok w jego oczach.
   - Co do kurwy nędzy?! - wyszeptał tak, że ledwie usłyszałam jego słowa. - Co TY tu robisz?! - wykrzyknął już mniej zaskoczony, a bardziej wściekły. Nigdy wcześniej nie bałam się go tak mocno jak w tej chwili.
   - Lucas...
   - Brawo, wiem jak mam na imię, ale pytanie było inne. Nie powinno cię tu być!
   - Oj grzeczniej proszę! - zaczęłam. - Ty już dobrze wiesz, po co tu przyszłam, a raczej po kogo.
   - Ok, a więc tak się bawimy. - powiedział oblizując wargi. - Widzę, że nie mam już najmniejszych szans, żeby jakoś z tego wybrnąć. Nie martw się maleńka. Nic ci się nie stanie.
   Zrobił krok w moją stronę, dwa, trzy... Zmniejszał przestrzeń między nami. Już tylko centymetry dzielą nasze ciała. Wtem pojawia się ten "potwór". Nietoperz powrócił, tylko że tym razem zawisł w powietrzu pomiędzy mną, a zaskoczonym chłopakiem. Wokół zwierzaka pojawiły się iskry i nagle zniknął, zaś na jego miejscu pojawił się... Co?! Czy wy sobie robicie ze mnie jakieś żarty?! To przecież niemożliwe!


"Mam nadzieję, że twoje serce jest wystarczająco silne
Kiedy nadejdzie noc
Odnajdziemy
Drogę przez mrok." /Through the dark


________________________________________________________________
Nareszcie dodany 6 rozdział. Wybaczcie, że to tyle trwało. Naprawdę dużo się wydarzyło i musiałam sobie wszystko poukładać. Trochę się śpieszyłam, żeby dodać ten rozdział dlatego jest on tak krótki. Liczę na waszą wyrozumiałość.

niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział 5

   Spoglądał na mnie. Tina z ogromnym, śnieżnobiałym uśmiechem pobiegła do nastolatka. Objęła go, a on nie zwrócił na to większej uwagi. Jego wzrok wciąż kierował się na moją osobę. Jedyny ruch, jaki wykonał to czuły gest - położył dłonie na jej biodrach. Ta, odlepiwszy się w końcu od klatki piersiowej przystojniaka, spojrzała na jego twarz. Chłopak jakby się obudził.
   Wyglądał jak gdyby wyszedł z jakiegoś transu. Odniosłam wrażenie, że pierwszy raz od kilkunastu minut odwrócił ode mnie wzrok. Przeszedł mnie dreszcz. Nie taki z chłodu czy strachu. Było w nim coś innego. Jestem pewna, że on nie jest nikim z mojego świata.... mojego starego świata.
   Popatrzeli sobie w oczy. Chłopak się szeroko uśmiechnął. To był szczery uśmiech. Pocałował ją delikatnie w policzek i trzymając się za ręce, ruszyli w moją stronę. Podeszli do naszego stolika. Wstałam. Bardziej z grzeczności niż z sympatii, ale jednak.
   - Amy, to jest Liam, Liam, to jest moja przyjaciółka - Amy. - przedstawiła nas Tina. Chłopak uśmiechnął się, po czym podał mi dłoń.
   - Hej, Amy, miło mi cię poznać.
   - Mi ciebie też. - odwzajemniłam gest.
   - Kotku, może przyniesiesz mi coś do picia? - poprosił. Dziewczyna znaczącą na niego spojrzała. Już na pierwszy rzut oka było widać, że nie jest zadowolona z tych słów. Widząc to, dodał. - Proszę. Ja tylko poznam się z Amy, przecież wiesz, ile dla mnie znaczysz. - Tina objęła bruneta i poszła do baru, zostawiając nas samych sobie. Nie czułam się z tego powodu jakaś szczęśliwa... - Przejdę od razu do rzeczy. To ja prosiłem Tinę, o to spotkanie. Mam dla ciebie wiadomość. - powiedział, sprawdziwszy, czy dziewczyna nas nie usłyszy. Przyznam, że zatkała mnie bezpośredniość chłopaka. - Louis Cię potrzebuje. Musisz mu pomóc! Lucas go dopadł i nie wiadomo, na co go stać. Tylko ty możesz go uratować.
   - Ale jak? Nawet nie wiem, co mam robić. - odpowiedziałam zszokowana informacją, którą dostałam. - Ej, Tina już idzie.
   - O dwudziestej będę pod twoim domem, wszystko ci wytłumaczę.
   - Proszę, kochanie! - przyjaciółka położyła szklankę z sokiem przed nastolatkiem. Liam przyjrzał się napojowi, kiedy dziewczyna dawała mu buziaka w policzek.
   - Dzięki za miły dzień. Ja już się będę zbierać. - oznajmiłam. - Tina odklej się od Liama i się pożegnaj. - zaśmiałam się. Spojrzała na mnie jakby chciała mnie zabić.
   - Hahahahah... Śmieszne...
   - Szczere! Tylko, żeby jeszcze dzieci nie było. - szepnęłam jej do ucha, a ta odpowiedziała mi dość mocnym kopniakiem w piszczel.
   Wracając do domu, myślałam, co narobił Lucas. Jak on mógł tak postąpić?! Przysięgłam, że jak Louisowi coś się stanie, to blondyn nie przeżyje do następnych wakacji.
   Rzuciłam torby pod szafę i poszłam do łazienki. Poukładam te ciuchy później.
   Po szybkim prysznicu zaczęłam się zastanawiać, gdzie może być świat, z którego są chłopcy. No i w sumie, ja chyba też. To dlatego zawsze czułam się taka odrzucona? inna? dziwna?
   Kiedy weszłam do pokoju, w oczy rzucił mi się strój, leżący na łóżku. Cały uszyty z mocnego, granatowo-szarego materiału. Wyglądał jak z jakiegoś filmu akcji z ninja. Zdecydowanie nie był przeznaczony do noszenia go na co dzień. Na pewno nosi się go do walk. Bez wątpienia był wytrzymały. Dopiero po chwili zauważyłam kartkę obok ubrań. Wzięłam ją do rąk.


   Miałam dużą ochotę go wtedy uderzyć i to mocno! Hahah... Z kim ja się zadaję? Znam go tak krótko, a on już startuje z takimi podtekstami. Nie chcę myśleć, co będzie jak się lepiej poznamy. 
   Dochodzi osiemnasta. Za dwie godziny muszę być już gotowa. Zrobiłam sobie jeszcze kolację i zostawiłam rodzicom wiadomość, że idę do Natalie na wieczorne oglądanie filmu i że nie wrócę szybko. Cieszę się, że, ani mój ojciec, ani macocha nie przejmują się tym, gdzie wychodzę. Wystarczy moje dobre zachowanie i nie najgorsze oceny. Kiedy już coś im nie pasi, to dzwonią, mówią i tyle.
   Zjadłam kanapki, po czym poszłam się szykować. Ubrałam strój od Liama. Góra to przylegająca bluza z długim rękawem, za luźna to ona nie jest, a spodnie to ciemne bojówki. Mimo, że ciuchy są raczej obcisłe, to są również wygodne. W czasie skoków czy jakichkolwiek ruchów nie będą mnie krępować. Włosy zebrałam i spięłam w mocny ogon na czubku głowy. Rzęsy podkreśliłam lekko tuszem.
   Pięć minut przed dwudziestą mogłam już wychodzić. Zabrałam telefon, wrzuciłam go do kieszeni spodni. Uznałam, że moje czarne glany będą lepszym obuwiem niż trampki czy sandały. Zamykając drzwi, zobaczyłam, że Liam już czeka.
   Miał na sobie podobny strój do mojego, nie licząc tego, że na luźniejszej bluzie miał jeszcze skórzaną kurtkę.
   - No, nie dziwię się Louisowi. Też bym cię szukał. Takiej lali się nie opuszcza.
   - Daruj sobie takie teksty. Nie zapominaj o Tinie. - powiedziałam z lekkim uśmiechem.
   - Dobra, dobra. Nie bij sierżancie. Hahaha... Nie chciałbym dostać z twojego kucyka.
   - Koniec żartów! Mamy chyba coś ważniejszego do załatwienia. Chyba, że się mylę?
   - Kobieto, jakaś ty szybka, zwolnij trochę. Ja się na to zbieram, a ty tak prosto z mostu. Jeszcze nie wiesz co i jak.
   - No to słucham, prze pana!
   - Po pierwsze: nikt nie może nas zobaczyć. Jak ten twój blondasek nas zauważy, wszystko przepadnie. Po drugie: kiedy dojdzie do tego, że będziemy musieli wejść, ja zajmuję się panem "jestem wielkim obrońcą", a ty pędzisz na ratunek kochasiowi. Po trzecie: robisz wszystko na mój znak. Nawet nie próbuj zgrywać bohatera. Przepraszam bohaterki. Wszystko jasne? - Nie zdążyłam nawet powiedzieć czy zrozumiałam. Eh, on też nie czekał na odpowiedź.
   - A zdradzisz mi łaskawie, gdzie mamy iść?
   - Hmmm... Trzymaj się mnie. To tyle w temacie. Ruszajmy. - Odwrócił się. Szedł w stronę lasu. Nawet nie spojrzał czy za nim idę, a mnie opanowywał coraz większy stres z lekką domieszką stresu.

"Będę tutaj, przy Tobie
Zapomnij o strachu, o wylanych łzach
Ale jeśli tylko odejdziesz
Wiem, że się rozpadnę
Bo nikt inny się dla mnie nie liczy" /Gotta be you