niedziela, 30 sierpnia 2015

Rozdział 7

   Zrobił krok w moją stronę, dwa, trzy... Zmniejszał przestrzeń między nami. Już tylko centymetry dzielą nasze ciała. Wtem pojawia się ten "potwór". Nietoperz powrócił, tylko, że tym razem zawisł w powietrzu pomiędzy mną, a zaskoczonym chłopakiem. Wokół zwierzaka pojawiły się iskry i nagle zniknął, zaś na jego miejscu pojawił się... Co?! Czy wy sobie robicie ze mnie jakieś żarty?! To przecież niemożliwe!


   Jakim cudem? Przede mną stał chłopak niewiele wyższy ode mnie. Miał blond włosy postawione na żelu. Blado niebieskie oczy, które w tym momencie wpatrywały się w Lucasa. Łatwo mogłam wywnioskować, że przyjaciółmi to oni nie są, ale zdecydowanie znali się już dłużej niż te kilka sekund. Z początku wydawało mi się, że to człowiek, lecz miał przeraźliwie bladą cerę – wręcz śnieżnobiałą oraz ostro zakończone kły. Chyba nie muszę mówić, że był wampirem.
   Pierwszy raz widziałam coś takiego na oczy. Ci dwaj zabijali się spojrzeniem. Gdyby nie fakt, iż nie wiem czy to jest możliwe (eh ten świat), to bym powiedziała, że dosłownie. Straciłam rachubę czasu. Sama już nie wiedziałam, czy stoimy tak od kilku sekund, czy minęły już godziny. Zapewne mogłabym się tak przyglądać, ale byłam tego świadoma, że to nie potrwa długo.
   - Co tu robisz, pijawko? –Warknął Luki. – Czyżby wilczek wezwał na pomoc całą brygadę bohaterów? – Szydził z nas. Mnie aż nosiło. Ledwo się powstrzymywałam, żeby nie wskoczyć na tego popaprańca i porządnie mu przyłożyć.
- Oj aniołku, nie denerwuj się tak. Przecież dobrze znasz dobre maniery, czyż się nie mylę? Zauważ, że jest tu taka przemiła dama, a przy damach powinno się rozmawiać z szacunkiem. – Powiedział spokojnie przybysz, okrążając wściekłego przeciwnika. Po czym znów stanął przed nim i uśmiechnął się pokazując swoje zabójcze uzębienie. – Ah. Wybacz, że nie uprzedziłem cię, iż zamierzam wpaść na waszą imprezkę, ale przebywałem w okolicy i zauważyłem tu, że się tak wyrażę, niezłe przedstawienie.
   Było widać, że już za moment Lucas się na niego rzuci. Był coraz bardziej zirytowany. Nie rozumiem tylko, dlaczego nie zrobił tego do tej pory? Czyżby rzeczywiście zląkł się wampira? Nie wątpię, zdecydowanie był bardzo niebezpieczny. W chwili, gdy „aniołek” miał odpowiedzieć ciętą ripostą usłyszeliśmy trzask w pokoju obok. W pokoju gdzie był Lou. Cała trójka odwróciła wzrok w tamtą stronę. I nagle z cienia wyłonił się Liam, z biegu wskoczył z pazurami na wroga. Blondyn niczego się nie spodziewał. Zaklął po cichu i zrobił unik, ale mimo to policzek miał poszarpany, a z ran już sączyła się krew. Dużo mu to nie dało, ponieważ za nim już był wampir. Ten zatopił kły w ramieniu Lucasa i rozorał mu je aż po łokieć.
   - Ty! – Wskazał na mnie mój były przyjaciel. – Nie myśl sobie, że wszystko ci wybaczę. Jesteś zwykłą zdzirą, która nie zasługuje na tron, a już na pewno nie na mnie!
   Tego było już za wiele. Jak on śmiał się tak do mnie odezwać?! Teraz to ja miałam ogromną ochotę się na niego rzucić i wydrapać mu te niegdyś kochane oczy. Zrobiłam już pierwsze kroki w jego kierunku, gdy do pomieszczenia wszedł Louis. Teraz powstrzymały mnie przed tym już tylko silne ramiona bruneta. Pierwsze, na co zwróciłam uwagę to to, że były one całe posiniaczone i poranione. Lucas roześmiał się. Chciał coś powiedzieć, ale nie przewidział, że nie zdąży. Liam wymierzył cios pięścią i celnie trafił w szczękę blondyna. Z kącika jego ust spłynęła strużka krwi. Z pewnością nie obejdzie się bez ogromnego siniaka.
   - Chodźmy stąd. Nie powinnaś tego widzieć. –Szepnął mi na ucho Lou. Chciałam zaprotestować i jakoś im pomóc. Nienawidziłam Lucasa bardziej niż mogłabym się spodziewać. Dlaczego dopiero teraz pokazał mi swoją prawdziwą twarz? Po tych wszystkich latach, które spędziliśmy, jako przyjaciele. Zdałam sobie jednak sprawę, że przecież nie jestem wyszkoloną wojowniczką. Nie potrafię się bić.
   - Dobrze. – Zgodziłam się zrezygnowana. Po chwili byliśmy już na zewnątrz.
   - Poczekaj tu. Wrócę za moment. Pomogę chłopakom i już będę z powrotem. Jesteś już bezpieczna. Nie musisz się już o nic bać. – Przytulił mnie, dał szybkiego całusa w czoło i pobiegł do domku, skąd wydobywały się dźwięki walki. Chyba tak mogę ująć to, co słyszałam. Pojękiwania, stękanie, czasem jakieś urywane słowa czy krzyki.
   Stałam tuż przed wejściem do lasu. Miałam ogromną ochotę wbiec między drzewa. Wrócić do domu, do rzeczywistości, myśląc, że to wszystko to tylko sen – długi oraz bardzo realistyczny sen. No, ale tak się nie da. W końcu TO jest rzeczywistość. To, co się zdarzyło do tej pory. Spotkania w snach, poznanie Louisa, Liama i ich świat – nasz świat, stracenie przyjaciela, który tak naprawdę nie był moim przyjacielem. To wszystko jest takie dziwne, nienormalne, po prostu inne. W sumie teraz to moje nowe życie i będę musiała się do tego przyzwyczaić. A może by tak zacząć trening? Samoobrona zdecydowanie mi się przyda. Postanowione, jak chłopcy uporają się z tą sytuacją poproszę ich o jakieś szkolenie.
   Dopiero teraz zauważyłam, że jest cicho. Nic nie słychać, ani głosów, ani odgłosów lasu. To dobrze czy źle?
   Wtem z budynku wyszedł Lou, zaraz za nim kroczyli jego przyjaciele, prowadzący związanego Lucasa. W porywie emocji ruszyłam biegiem w ich stronę. Cała czwórka była poznaczona zadrapaniami, ugryzieniami i śladami po uderzeniach. Nie mogę powiedzieć, że jakoś się tym przejęłam, byłam najzwyczajniej w świecie szczęśliwa, że tak to się skończyło. Udało się! Wskoczyłam w ramiona bruneta na przedzie. Schowałam twarz w zagłębieniu między szyją a barkami chłopaka. Ten zaś odwzajemnił uścisk, objął mnie mocniej. Czułam się wreszcie bezpieczna. Moglibyśmy tak trwać wieczność.
   - Ekhem, nie chciałbym wam przeszkadzać i przerywać tą uroczą scenkę, ale my też tu jesteśmy. Może byście się obściskiwali gdzieś bez towarzystwa, co? – Stwierdził Liam. Blondyn po drugiej stronie jęca zachichotał. Gdy na nich spojrzeliśmy zaczęli udawać, że wymiotują, na co odpowiedzieliśmy im szczerym śmiechem. – Oh zapomniałbym. Amy to Niall, Niall poznaj Amy. – Przedstawił mi wampira. Ten szeroko się uśmiechnął i podaliśmy sobie dłonie.
   - Miło mi cię poznać, Amy. Coś czuję, że to będzie ciekawa znajomość. W ogóle przyznaj, jestem oryginalny. Mogę się, że założyć, że jeszcze nigdy nie poznałaś nikogo w ten sposób.
   - Mi również bardzo miło. Zdecydowanie mogę ci to przyznać. Tylko uważaj, żeby ten tam nie był o nas zazdrosny. – Szepnęłam mu, wskazując na Louisa.
   - Ej! Wszystko słyszę! – Oburzył się, na co znów wybuchliśmy śmiechem. – A tak poza tematem „wkurzajmy Louisa”, może wreszcie zdecydujemy, kto zaprowadzi naszego znajomego przed radę?
   - Li, co powiesz na to by dać czas naszym gołąbkom? Poświęcimy się i weźmiemy to na siebie?
   - A wiesz, że sam chciałem to zaproponować? Hahah my to się doskonale rozumiemy. Normalnie jak bracia z dwóch różnych gatunków.
   - No, a podobno wilki i wampiry się nie lubią. – Dodałam. 
   - Ktoś tu za bardzo wkręcił się w Zmierzch. – Rzekł blondyn, zakrywszy dłonią usta. No to wszystko, co wiedziałam na temat tych wszystkich stworzeń, legło w gruzach. Jak mogłam być tak naiwna i uwierzyłam w to, co pisali o nich w książkach, czy w to, co było przedstawiane w filmach albo serialach. 
   Chwilę później już ich nie było. Jak powiedzieli, tak zrobili. Zajęli się Lucasem, dzięki czemu mogłam spędzić drogę powrotną z Louisem. Nie mogę na to narzekać. Nie żebym tego nie chciała. W sumie strasznie się o niego martwiłam. Tylko czy ja przypadkiem nie mówię, jak te wszystkie zakochane dziewczyny? 



"Czy możemy ruszyć tą samą drogą, dwa dni w tych samych ubraniach 
Wiem co powie, jeśli tylko sprawię, że cały ten ból zniknie
Czy możemy zatrzymać się choć na tę jedną minutę?
Wiesz, widzę, że twoje serce nie za dobrze współgra z tą sytuacją." /Over again

1 komentarz: