poniedziałek, 18 lipca 2016

Rozdział 11



      Poczułam, jak bierze mnie na ręce. Kolejny raz zwróciłam uwagę na jego zwinne ruchy. Postawił mnie na ziemi kilka metrów dalej, nawet nie poczułam, żeby coś przeskakiwał. Powoli zdjął mi chustę. Nie mogłam uwierzyć w to gdzie się znajdujemy. Do teraz nie mam pojęcia, jak on to zorganizował. Wszystko to graniczyło z cudem…

  I znów pocierałam oczy wierzchem dłoni. Znajdowaliśmy się w centrum ogromnego stadionu – Camp Nou. Mimo, że od wielu lat miałam to miejsce niedaleko, byłam tu jedynie raz na wycieczce szkolnej. W sumie nic dziwnego skoro bilety na wejście nie są najtańsze… Z jednej strony szkoda byłoby mi pieniędzy a z drugiej wszystko, co najciekawsze jest przecież zabronione. No właśnie! Między innymi zabronione jest wejście na murawę, a my staliśmy jak gdyby nigdy nic na samym jej środku. Przypuszczam, że chłopak ma tutaj jakiegoś dobrego znajomego, choć bardziej prawdopodobne jest to, że byliśmy tam nielegalnie. No cóż! Bez ryzyka nie ma zabawy. Najbardziej zaciekawił mnie jednak fakt, że Louis przygotował nam piknik. Duży koc w czerwono-białą kratę przytrzymywały w trzech rogach średniej wielkości kamienie, natomiast czwarty zakrywał kosz z przekąskami. Wokół naszej nowej „miejscówki” co kawałek znajdowała się świeczka. Typowy obrazek z tanich romansideł. Jedynym elementem, który nie pasował do tego wszystkiego byliśmy my. Lou – chłopak z innego świata i ja, dziewczyna o przeciętnym wyglądzie.
   - I jak, podoba się? – Zapytał nastolatek, wybudzając mnie z ogromnego szoku.
   - No… - Przeciągałam. - No raczej! Jak ty to… wiesz… jak ty zdołałeś – Nie wiem, czy to nadal z szoku, czy to z innego powodu, ale zaczęłam się jąkać.
   - Wierz mi, to nie było takie łatwe, jak mi się zdawało. Hah, ale dobrze mieć taką watache, jak Niall i Liam. Ci dwaj zdziałają razem cuda. Siadaj, chętnie opowiem całą tą pokręconą historię.
   Spędziliśmy półtorej godziny, opowiadając sobie żarty, zajadając jedzenie przygotowane przez bruneta (choć przyznam, że nie spodziewałam się, iż z niego taki dobry kucharz) i przytulając się. W końcu Louis stwierdził, że jeżeli zaraz się nie ruszymy to przybędzie nam dobrych kilka kilogramów. Wstał i znowu mnie zaskoczył. Pokazał mi piłkę do nogi.
   - O, nie! Ja nie gram! – Zaśmiałam się, a on zrobił tę swoją minę małego dziecka, któremu nie pozwolono na zakup wymarzonej zabawki.
   - Nie mów, że nigdy nie chciałaś zagrać na tym stadionie.
   - No wiesz może to marzenie większości chłopaków, ale mi jakoś nie przyszło to nigdy do głowy. Hahahah, a tak poza tym ja nie umiem grać w nogę.
   - To cię nauczę. – Miałam wrażenie, że to, co powiem i tak nie zmieni jego podejścia. Przewróciłam oczami, po czym wstałam, kierując się w jego stronę. Lou jak zwykle wyszczerzył się przytulił mnie najmocniej, jak umiał.
   Wiecie? W życiu nie spodziewałam się, że polubię piłkę nożną. Śmiało mogę powiedzieć: „Ten chłopak działa cuda!”
   Po mojej wygranej, tak, MOJEJ, mój przeciwnik się obraził. Uznał, że jedyne, czym mogę go przeprosić to buziak. Co mi pozostało poza zgodzeniem się? Przyznam, mój chłopak, cudownie całuje!
   Kiedy wracaliśmy do domu, zapadła między nami niezręczna cisza, którą przerwał on. Nie był to jednak przyjazny ton, z jakim odzywał się do mnie przez cały wieczór. Byłam przekonana, że musiał długo myśleć nad tym, czy zacząć ten temat.
   - Amy, pamiętasz może jak się poznaliśmy?
   - No trudno to zapomnieć. A dlaczego pytasz? - Zapytałam zdezorientowana. Myślałam, że zapyta o coś między nami, o przyszłość, a nie o przeszłość. Czyżby to była cisza przed burzą?
   - No, bo mam do ciebie pewną sprawę i chcę żebyś to przemyślała. – Powiedział niepewnie. -  Pamiętasz ten naszyjnik?
   - Który? - Mój mózg działał dziś na wolniejszych obrotach.
   - Ten, który najpierw pokazała ci mama, a potem dostałaś go ode mnie.
   - Tak, pamiętam. Mam go cały czas przy łóżku.
   - A pamiętasz, co powiedziała ci wtedy w śnie mama?
   - Lou, proszę cię przejdź do rzeczy. – Odpowiedziałam już lekko zirytowana.
   - Amy, proszę cię… Spotkajmy się jeszcze raz, weź go i… - W tym momencie ujrzałam w jego pięknych oczach nadzieję i coś jeszcze. Coś, czego na pewno się nie spodziewałam – strach. – … i chodź ze mną tam. Do mojego domu, świata. – Kolejna chwila przerwy. – Do naszego świata, Amy.
   Zaskoczył mnie swoimi słowami. W mojej głowie zaczęła się wojna. Byłam rozdarta pomiędzy dwoma różnymi stronami. Jeden głos mi mówił, że nie powinnam, że to, co zawsze uważałam za swój świat, jest tutaj. To tu się wychowałam. Znam wszystko, a tam? Tam będę musiała na nowo poznawać. A drugi? Wciąż powtarzał jak mantrę, jak modlitwę. Będziesz szczęśliwa, będziesz z mamą, będziesz z NIM na zawsze… na zawsze…
   - Amy, powiedz coś. – Słodki i niepewny głos Louisa wyrwał mnie z zamyślenia. – Dobrze wiesz, że to tam jest nasze miejsce. Powiedz, też to czujesz?
   - Lou, ja nie… nie wiem. Nie znam tego miejsca. Przepraszam, ale mam mętlik w głowie.
   - Zastanów się, musimy się tam dostać. Jestem pewien, że chcesz tam być i że marzysz, żeby spotkać mamę. Pragniesz się do niej przytulić i chcesz uciec od tego świata. Doskonale to czujesz, wiem to.
   - Przestań! – Wykrzyknęłam. – Nie wiesz, co czuję ani czego chcę. – Rozumiem, że on tego chce, ale ja nie jestem tego taka pewna. – Nie jesteś mną. – Dodałam ciszej, a po policzku spłynęła mi pojedyncza łza. W jednym miał rację. Marzę o tym, żeby się wtulić w mamę, zatopić w jej uścisku i zostać tam już na wieki.
   - Przepraszam, nie chciałem. – Wyszeptał chłopak. Zbliżył dłoń do mojej i chciał ją dotknąć, lecz ja się odsunęłam. – Ok, rozumiem. – Powiedział smutno.
   - Louis, nie. To ja przepraszam. Za ostro zareagowałam, ale daj mi trochę czasu, dobrze? Kilka dni. Potem powiem ci, co zdecydowałam. A do tego czasu dajmy sobie spokój. Muszę to poważnie przemyśleć. Sama! - Brunet delikatnie skinął głową. Zrozumiał. – Teraz odprowadź mnie już do domu. 



"Pewnego dnia, zobaczysz rzeczy, które widzę ja.
Będziesz chciała powietrza, którym oddycham.
Już nigdy mnie nie opuścisz." ~Clouds

--------------------------------
Przepraszam za aż takie opóźnienie i za tak krótki rozdział, ale przeżyłam ogromną stratę! Zaginął mój pendrive z wszystkimi rozdziałami! :'(    

środa, 20 kwietnia 2016

Nominacja *0*

 Hej wszystkim :*

   Po pierwsze chciałabym bardzo podziękować za nominację na bloga miesiąca! Jestem prze szczęśliwa, bo naprawdę się tego nie spodziewałam i jest to dla mnie ogromne wyróżnienie.

   Po drugie zapraszam do głosowania (GŁOSOWANIE). Wiem, że jest już dosyć późno, ale przez egzaminy dopiero teraz zdołałam wejść w spokoju na laptopa i z takim opóźnieniem się o wszystkim dowiedziałam.

   Po trzecie bardzo Was przepraszam za te całe opóźnienia z rozdziałami. Tutaj pewnie się bardzo rozpiszę, ponieważ chcę Wam to wszystko wytłumaczyć. Jak już wspomniałam wyżej, kończę gimnazjum i przygotowywałam się do egzaminów oraz do konkursów. I tutaj kolejny wątek - w weekend w Boże Ciało jadę na finał konkursu na 4 dni na Dolny Śląsk i jeśli ktoś chciałby się spotkać to chętnie się spotkam, bo nie będę miała nic do roboty sama :< Drugim powodem mojej nieobecności na blogu jest fakt, że miałam nawał problemów osobistych. Jak na złość musiałam rozwiązać problemy z "byłym" i pomóc uporać się ze strasznymi kłopotami przyjaciółce, z którą spędziłam kilka dobrych miesięcy w szpitalu. Jestem wdzięczna, że nadal pozostaliście ze mną! Kocham Was :*


piątek, 25 marca 2016

Rozdział 10



   Z każdym krokiem pochłaniała nas coraz gęstsza mgła. Tłusty bit rozbrzmiewał głośno, wypełniając najmniejszy zakamarek sal. Liam aż do wejścia do klubu na obrzeżach miasta nie zdradził nam, czego powinniśmy się spodziewać. Szczerze mówiąc byłam w głębokim szoku, kiedy zobaczyłam, co to za miejsce. Już od samego początku było można poczuć cudowną magię, jaka tam panowała. Impreza obejmowała cały budynek, który kiedyś zapewne służył jako sklep. Duża hala została podzielona na kilka mniejszych, a w każdej z nich można było wtopić się w zupełnie inny klimat. Przy samym wejściu była szatnia, która o tej porze roku stała nie potrzebna, ale zimą musi wypełniać ją ogrom ubrań. Pierwsza z sal była typowym klubem. DJ rozgrzewał parkiet, w rogu znajdował się bar, a na środku tańczyło około czterdziestu ludzi. Dopiero po chwili zorientowałam się, że to nie tylko ludzie. Bawiły się tam również kobiety, o zielonkawej skórze, kilka wampirów oraz dwóch mężczyzn w dziwnych niemodnych ciuchach, które świeciły własnym magicznym światłem. Druga sala była dosyć dziwnie udekorowana. Z sufitu zwisały piękne zasłony, tworząc coś na wzór labiryntu. W różnych częściach pomieszczenia stały posągi, a w ślepych zaułkach zauważyłam kilka osób, leżących i spoglądających w górę. Gdy powiodłam wzrokiem w tamtą stronę zauważyłam, że wszędzie były oszklone otwory, przez które pięknie było widać nocne niebo z milionami gwiazd. Sama miałam ogromną ochotę się tak położyć i zapomnieć o wszystkim, lecz Liam prowadził nas dalej. Kolejna hala była z obniżoną podłogą. Wchodząc tam, poproszono nas abyśmy zdjęli buty i poszli dalej niosąc je w dłoniach. Troszkę się zdziwiliśmy, ale posłusznie zdjęliśmy obuwie. Szliśmy w wodzie, sięgającej nam do kostek. Tu znów były korytarze, ale tym razem tworzyły je ogromne lustra. Czułam się dosyć dziwnie. Gdzie nie spojrzałam widziałam swoje odbicie, nawet kiedy opuściłam głowę ujrzałam siebie w tafli wody. Na samym końcu znajdowała się szara ściana z kilkoma drzwiami.
   - Poczekajcie chwilkę, muszę coś sprawdzić. – Oznajmił Li, po czym zaglądał za każde z nich. Po chwili odwrócił się i z uśmiechem na ustach powiedział. – No to znalazłem, możemy wejść.
   Otwarł szeroko drzwi i wpuścił nas do środka. Ja weszłam pierwsza. Cały pokój był pomalowany na zielono. Większość miejsca zajmowały rośliny. W rogach rosły w doniczkach drzewka ozdobne, wokół nich porozstawiane zostały ogromne donice z krzaczkami truskawek i malin. Wolną przestrzeń wypełniał mały stolik i kilka hamaków. Stanęliśmy jak wryci. Jedynie Liam ze stoickim spokojem rozłożył się na jednym z hamaków i rozbawiony patrzał na nasze miny. 
   - Zamierzacie tak bezczynnie stać i gapić się na wszystko z rozdziawioną gębą czy jednak usiądziecie i pogadamy? – Zaśmiał się.
   - Em…, co? A, tak jasne! – Wyjąkał Lou, siadając na hamaku obok. Ja jakbym wyjęta z jakiegoś snu dosiadłam się do niego. Wampirek nadal stał i spoglądał na wszystko z szeroko otwartymi oczami.
   - Ja się, do cholery, pytam: Skąd Ty znasz takie zarąbiste miejsce?! – Wykrzyknął.
   - A no bywa się tu i tam. Poznaje się dosyć… egh… ciekawych ludzi, którzy są tutaj stałymi klientami. No powiedzcie, że zaskoczyłem!
   - No powiem Ci stary, że nie spodziewałem się takiej miejscówy – Wtrącił brunet. – To, co zamierzamy teraz zrobić? – Zapytał, ale nie doczekał się odpowiedzi, bo przyjaciel sięgnął do stolika i podniósł telefon, którego wcześniej chyba żaden z nas nie zauważył.
   - No witam Zayni! No jak to, kto mówi?! Liaś… No przepraszaj, przepraszaj, należy się. Poproszę to co zwykle, ale cztery razy. Poczekaj moment. Louis prowadzisz?
   - No raczej… jakoś musimy wrócić, prawda? – Odpowiedział niezbyt przekonany czy to ma jakieś znaczenie.
   - No Zayni już jestem. To poproszę cztery razy, dwa normalne, jeden bez procentów i jeden – opcja dla krwioplicy.
   - Czy to było o mnie?! Wypraszam sobie! Jeszcze raz mnie tak nazwij to pożałujesz, że się urodziłeś! Gwarantuje Ci to! – Niall nie krył oburzenia. – Eh krwioplica! Powiedział, pożal się Boże, wilczek.
   Liam nie zwracając uwagi na to, co się wydarzyło, podziękował nijakiemu Zaynowi i odłożył słuchawkę. Po kilku minutach do pomieszczenia weszła kelnerka z napojami. Szybko podała każdemu szklankę i wyszła. Porozmawialiśmy jeszcze przez chwile. Na koniec Lou oznajmił, że chłopcy mają jeszcze dwie godzinki, żeby się zabawić, a on mnie porywa na ostatni punkt wycieczki. Z początku blondynek trochę marudził, ale odpuścił uściskał mnie i ruszył na parkiet.
   - Chyba będę musiał go później wciągać do samochodu, bo sam na nogach nie ustoi. – Wyszeptał mi do ucha brunet. Zachichotałam, bardziej przez to, że już sobie wyobraziłam tą sytuację niż ze słów chłopaka. – Ej, nie śmiej się! Jak nie będę umiał, to będziesz musiała mi pomóc. – Dopowiedział, żartobliwym tonem.
  
***

   Kiedy siedzieliśmy już w aucie, Louis wyjął czarną chustę i nic nie tłumacząc zawiązał mi ją na głowie, zakrywając oczy. Jechaliśmy jakieś piętnaście minut.
   - Teraz będziesz musiała mi okazać swoje zaufanie. Musimy przeskoczyć przez coś, a Ty z nic nie widząc, nie dasz rady. Nie żebym w ciebie wątpił, ale no.. – Zaczął się tłumaczyć, wyraźnie zestresowany.
   - No dobra, dobra, rób, co musisz. – Zaśmiałam się. W końcu ktoś musiał to zakończyć.
   Poczułam, jak bierze mnie na ręce. Kolejny raz zwróciłam uwagę na jego zwinne ruchy. Postawił mnie na ziemi kilka metrów dalej, nawet nie poczułam, żeby coś przeskakiwał. Powoli zdjął mi chustę. Nie mogłam uwierzyć w to gdzie się znajdujemy. Do teraz nie mam pojęcia, jak on to zorganizował. Wszystko to graniczyło z cudem…


"Myślałem o nocy i niebezpiecznych podstępach
Ludzie grają w oczach niewinnych
Ja mogę łamać dużo serc
z dymem i lustrami, znikać tuż przed nimi" ~Illusion

______________________________________________________________________________
 Witam wszystkich :) Wreszcie dodałam kolejny rozdział. Bardzo was przepraszam, że musicie tak długo czekać, ale aktualnie mam masę rzeczy na głowie. Zaczynając od tradycyjnych spraw (czytaj szkoła) po sprawy osobiste. 

Życzę wam wesołych świąt, wielu prezentów, spełnienia marzeń i wesołego jajka :* Spędźcie te święta najlepiej jak potraficie.

środa, 13 stycznia 2016

Rozdział 9



   - Ok, to gdzie najpierw? – Zapytałam, siedząc na siedzeniu pasażera. Nie spodziewałam się, że Niall jest kierowcą. Takie trochę śmieszne, znów pomyślałam stereotypowo. No, bo gdzie miałam się dowiedzieć, że wampiry też mają prawo jazdy?
- Na początek pojedziemy w moją miejscówkę, hihih. I tu zbytnio nie ma nic do gadania. Mój samochód – mój wybór. Proste? Proste. Hihihih – Ja się pytam: Czemu, do cholery, chichot blondyna był tak przerażający?
- W twoją miejscówkę. Czyli gdzie?
- To moja słodka tajemnica! – Powiedział oburzony. Udawanie urażonego miał wyćwiczone do perfekcji. Przez moment przeszła mnie myśl, że może rzeczywiście się obraził, a z tego, co wiem zły kierowca to niebezpieczny kierowca. A może lepiej byłoby wysiąść? – Obawiam się, że nie masz dobrych myśli?
- No może tak troszkę. – Przyznałam szczerze.
- Ojć, i tak ci nie powiem, hihih. – Czy on znów zachichotał? - To będzie niespodzianka.

***

   Po prawie trzech kwadransach dotarliśmy na miejsce. Nie wiem, czego się spodziewałam. Możliwe, że jakiegoś opuszczonego psychiatryka czy coś w ten deseń. Amy! Przestań! Zrozumiałabyś wreszcie, że to wszystko nie jest jak w filmach. No w każdym razie spodziewałam się czegoś… innego. Nigdy nie wpadłabym na to, że blondasek zabierze nas nad morze.
   Zauważyłam, że nie tylko mnie to zdziwiło. Louis wpatrywał się w blondyna z otwartymi ustami. To się nazywa, że komuś opadła szczęka z wrażenia. Liam natomiast obracał się w kółko obserwując wszystko dokładnie. Na pierwszy rzut oka widziałam, że nie potrafi się powstrzymać, aby się nie uśmiechnąć. Zdecydowanie za dużo wysiłku by go to kosztowało.
   - I co? Zaskoczeni widzę, hihih. Myśleliście, że będzie coś dużo bardziej szalonego, a to takie zwykłe miejsca potrafią naprawdę zadziwić, hihih.
   Nikt nie miał odwagi, żeby się odezwać. Zastanawiałam się, czy to, dlatego, że nie chcieliśmy zniszczyć tej magicznej atmosfery, która tu panowała, czy może, najzwyczajniej w świecie, zabrakło nam słów? Tak czy siak, bez żadnych protestów ruszyliśmy za Niallerem, prowadzącym nas w stronę wielkiej skalnej ściany.
   Był to zwykły krajobraz w tych okolicach. Praktycznie wszędzie na tym wybrzeżu można było zobaczyć dwie rzeczy. Tłumy ludzi zebranych na pięknych hiszpańskich plażach oraz ogromne skały. Nagie skały, które dodawały jeszcze więcej uroku tym okolicom.
   Okrążyliśmy jeden z odłamów urwiska i przeszliśmy przez wąską szczelinę między kamieniami. Dostępu do tego miejsca strzegły krzaki i wysokie trawy, skutecznie zakrywając przejście. Po drugiej stronę szczeliny znajdowała się mała zatoczka. Całe nabrzeże pokrywał prawie śnieżnobiały piasek. Na środku wychodziła w wodę nie za duża kładka, w całości zbudowana ze starych już desek. Gołym okiem było widać, że obecność soli i wilgoci nie sprzyja takim materiałom. Mimo wszystko kładka trzymała się bardzo dobrze.
   Cisza, jaka tu panowała sprawiała, że ten ukryty przed złem świata fragment przyrody, był bardzo tajemniczy, dziki. Czułam, że nie powinnam tego zagłuszać. To wszystko zdawało się być takie intymne. Bezwstydnie ukazywały się nam najbardziej skryte części tego miejsca.
   Poczułam na swojej ręce czyjś czuły dotyk. Z trudem oderwałam wzrok od tego przepięknego widoku i zwróciłam go w stronę osoby obok mnie. Był to Louis, to chyba żaden szok, co? Uśmiechnął się do mnie promiennie, w odpowiedzi obdarzyłam go najcudowniejszym uśmiechem, na jaki było mnie stać. To dodało mu odwagi, ponieważ już po kilku sekundach trwałam w jego niedźwiedzim uścisku. Gdy wreszcie się od siebie odkleiliśmy, nie żeby mi to przeszkadzało, chłopak wziął moją dłoń i ukrył ją w swojej. Kciukiem pieścił mój nadgarstek okrężnymi ruchami. Spojrzałam na nasze splecione palce i przyglądałam się im dobre kilka minut. Przerwał mi Niall.
   - To tutaj stałem się wampirem. To tu pocałowałem swoją pierwszą miłość. To tu przychodzę za każdym razem, kiedy muszę uciec przed ludźmi. To się wydaje takie śmieszne, heh. – Zaśmiał się, patrząc nieprzytomnym wzrokiem daleko w ocean. – W dzieciństwie bałem się potworów. Tych spod łóżka, tych z szafy… Teraz dostrzegłem prawdziwe oblicze zła. To nie potworów z wyobraźni powinniśmy się bać, to ludzie są istotami z piekieł. – Gwałtownie nabrał powietrze, tak jakby się wybudził z transu. – I jak wam się podoba? Ja uwielbiam to miejsce. Zdradzę wam, że nie widziałem tu nikogo od dobrych dwudziestu lat. Innymi słowy teraz to jest już tylko nasza miejscówka. Nasza tajemnicza kraina, o której wiemy tylko my.
- No no, to ja to biorę na klatę. To nie może wyjść na światło dzienne. Tu jest zbyt pięknie, żeby zdeptać rośliny czy zaśmiecając tą mini plaże, oddając to do użytku turystom. – Stwierdził, jako pierwszy, Liam.
- Ja też się na to piszę. – Dopowiedział Lou. – Całkowicie się z tobą zgadzam, stary. A ty, Amy?
- Co? Co? Ach tak, ja też nie chcę tego zniszczyć. Nikt więcej się o tym miejscu ode mnie nie dowie. – Powiedziałam prosto z mostu. Zamyśliłam się nad słowami Nialla. To ludzi powinniśmy się bać. Zdecydowanie miał rację. Tylko, dlaczego to powiedział? Myślę, że otwierał się dopiero przed nami. Zastanawiam się, co się zdarzyło, że chłopak mówił to tak smutno. W jego głosie wyraźnie usłyszałam nutę złości zmieszaną z czystym cierpieniem. To silnie wybuchowa mieszanka. Nie wybucha od razu. Ukrywa się gdzieś w naszym sercu. Każde następne wydarzenie, choć podobne do poprzednich, a jednak inne, zwiększa jej ilość aż w końcu wybucha. Wybucha, niszcząc wszystko.
   Bez słowa więcej odsunęłam się od nastolatka i ruszyłam powoli w kierunku wampira. Po prostu się do niego przytuliłam. Chciałam mu okazać swoje oddanie. Musiał wiedzieć, że co się nie wydarzy, może na mnie liczyć. Nie zostawię go samego z tym wszystkim. Kiedy moja skóra zetknęła się z jego zimnym ciałem, przeszedł go dreszcz. Mięśnie się napięły, lecz oddał uścisk. Objął mnie w talii i wtulił twarz w moją szyję. Z kącika oka spłynęła mu pojedyncza łza. Od razu się ode mnie odsunął. Szybkim ruchem otarł policzek. Bezgłośnie powiedział mi, że dziękuję. Nie potrafiłam wydusić z siebie żadnego słowa, więc jedynie pokazałam białe ząbki w szerokim, przyjacielskim uśmiechu. Wróciłam do bruneta, napotykając przy tym spojrzenie, szczerzącego się Liama.
   - No to teraz moja kolej, żeby przejąć pałeczkę przewodnika. – Oznajmił brunet, a Louis znów chwycił mnie za dłoń.
   To Niall, jako pierwszy odwrócił się i ruszył w kierunku wyjścia. Chłopcy poszli za nim, natomiast ja, nie puszczając ręki chłopaka, rzuciłam ostatnie spojrzenie na to magiczne miejsce. Poczułam lekkie szarpnięcie, więc udałam się w kierunku samochodu.






"Uczucia, jak te mogłyby trwać wiecznie
Nie chcę spać, bo już teraz śnimy na jawie
Próbujemy się zachować, ale wiesz, że nigdy się nie nauczymy." ~A.M.

poniedziałek, 14 września 2015

Rozdział 8

   Szliśmy powolnym krokiem, ramię w ramię. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Nigdy bym nie pomyślała, że oczaruje mnie tak szybko jakikolwiek chłopak, a już na pewno nie chłopak z innego świata. Nie mogę powiedzieć, że go kocham, bo to za szybko, ale bardzo go polubiłam. No dobra zauroczył mnie. Kiedy znaleźliśmy się już pod moim domem, Louis mnie mocno przytulił. Od razu skojarzyło mi się to z małymi dziećmi, które przytulają się z całych sił. Ale ten chłopak nadal był takim dużym dzieciakiem. Pożegnaliśmy się, a następnie weszłam do domu najciszej jak potrafiłam.
   Na moje szczęście wszyscy już spali. Nikogo nie obudziłam, więc mogłam mieć tylko nadzieję, że nie zauważyli nic podejrzanego. Założyłam swoją piżamę, składającą się z dresów i za dużej koszulki z nadrukiem. Wykąpałam się szybko i wskoczyłam do swojego miękkiego i cieplutkiego łóżka. Zamknęłam oczy i momentalnie zasnęłam.

***
   Blada dłoń wyciągnięta w moją stronę… Szeroki uśmiech krwistoczerwonych ust, ukazujący ostre kły… Długie czarne włosy opadające kaskadami… Duże szare oczy, przeszywające na wskroś…
   - Hej, to ty jesteś Amy, tak? – Nie potrafiłam wyczuć, jakie ma zamiary dziewczyna.
   - A kto pyta?
   - Oh, co ze mnie za człowiek… Nie przedstawiłam się. Jestem Roxy. Bardzo chciałam cię poznać. Niall to mój znajomy z klanu. Powiedział mi o tobie i poczułam, że muszę się z tobą skontaktować. – Rozgadała się ciemnowłosa.
   - Ok. Ok, ale może przejdź do setna. – Zaczęłam się niecierpliwić.
   - Już, już. W sumie to nic takiego. Po prostu chciałam zapytać czy może miałabyś ochotę się ze mną spotkać i zaprzyjaźnić się. Już, gdy wkradałam się do twoich snów doznałam twojej dobroci. A po za tym pragnę być przy tym, jak następczyni tronu wraca do swojej krainy. Tylko sobie nie pomyśl, że jestem jakaś chciwa czy coś, po prostu tutaj wśród wampirów nie ma dużo dziewczyn serdecznych, czy chociażby zwyczajnie miłych. To chyba jedyny sprawdzony stereotyp o nas. W sumie jestem wyjątkiem potwierdzającym regułę. A o czym ja to… A tak! No, więc, z racji, że nie ma tu żadnych… hmmm… przyjacielskich dziewczyn, pomyślałam, że może ty mogłabyś zostać moją przyjaciółką. Taką prawdziwą. Taką, z którą będziesz mogła się dzielić szczęściem i smutkami jak wrócisz do naszego świata. – Cieszy mnie fakt, że dziewczyna jest szczera, choć jej bezpośredniość też potrafi przerazić. - Ooou, jakie to cudowne niczym zaginiona księżniczka, która powraca do swojego królestwa. Do swojej bajki… - Powiedziała i zatonęła w swoich marzeniach. Przyznam, że dziewczyna od razu trafiła w dziesiątkę. Zainteresowała mnie swoją osobą i zaciekawiła swoim charakterem. Ma w sobie to coś, co sprawia, że chce się ją poznać. A ja już na pewno tego chciałam. – Ej, a może poprosimy chłopaków i się tam wybierzemy, co? Tylko nie teraz! –Krzyknęła. – Przecież musimy Ci wszystko wyjaśnić, opowiedzieć wszystko, wybrać jakieś śliczne ubrania, uczesać się… O tak! Zdecydowanie mamy przed sobą jeszcze dużo do zrobienia. Ale warto. Do kogo ja mówię?! Ty jesteś księżniczką. Moją panią… Jak mam do Ciebie mówić…? Wasza wysokość….?
    - Hahah… schlebiasz mi, naprawdę, ale nie musisz się tym martwić nie różnimy się zbytnio wiekowo, a ja nie uważam się za kogoś wyższej rangi. Jestem zwykłą dziewczyną.
    - Oj kochaniutka… zdziwię cię. Jestem od ciebie starsza o jakieś 200 lat? No chyba jakoś tak. Kto by to liczył? Hihihih… Pewnie już zauważyłaś, że nie owijam w bawełnę. Jasno wyrażam swoje zamiary i mówię, co myślę. A to wszystko, dlatego że mając tyle lat za sobą, nauczyłam się, że tylko tak można przetrwać. No, przecież szczerość to nie chamstwo. – Więcej nie potrafiłam zrozumieć. Jej słowa się zlewały i powstawał nic nieznaczący bełkot. Jej twarz zaczęła się rozmywać, a krucha oraz zdecydowanie za koścista sylwetka zlała się z ciemnym tłem nocy. Z całego tego wręcz czarnego obrazu odbijała się jedynie jej chorobliwie jasna cera. Lecz z czasem i ona zaczęła znikać. Wiedziałam, że już ranek. Powoli się budziłam.
   Otworzyłam oczy. Ledwo wyczołgałam się spod koca. Miałam wrażenie, że boli mnie chyba każda część mojego drobnego i potłuczonego, po wczorajszym wieczorze, ciała. Czułam się jakbym zasnęła i spędziła całą noc, śpiąc na drewnianych kołkach. Podeszłam do swojej lekko zakurzonej toaletki. W odbiciu lustrzanym zobaczyłam dziewczynę z worami pod oczami i szopą włosów nie do ogarnięcia. Czy to nadal byłam ja? Zastawiałam się czy to możliwe, żebym przyjęła czyjąś postać, weszła w skórę obcej osoby i żyła jej życiem – normalnym życiem.
   Udałam się w kierunku szafy, kiedy zauważyłam zwinięty kawałek papieru, leżący w rogu pokoju. Podeszłam po niego i powoli rozwinęłam, zwracając uwagę, na to by nie podrzeć tego, co jest tam zawarte.
   „ Hej kochana. Mam nadzieję, że się wyspałaś. Razem, z Liamem i Niallem, zamierzamy zabrać Cię dzisiaj w pewną podróż. Nie będzie to jakaś długa wycieczka, po prostu chcemy Ci pokazać nasze ulubione miejsca w okolicy. Przy okazji będziemy mogli porozmawiać na temat, który z pewnością Cię zaciekawi.
xoxo
Twój Louis

P.S. W telefonie masz mój numer, wiem, że Ci się przyda. L.T. „
   Po przeczytaniu wiadomości uśmiech sam wkradł mi się na usta. A w myślach wciąż powtarzały mi się dwa słowa. Twój Louis… Czy to możliwe, że on czuje do mnie to samo? Nie. Na pewno mi się zdaje, w końcu on jest chłopakiem, który wprost mówi to, co czuje.
   Chyba jeszcze nigdy nie wyszarpałam tylu włosów rozczesując je. Następnym razem będę musiała lepiej zaopiekować się swoją fryzurą. No o ile będzie ‘następny raz’. Na szczotce zostało kilka kołtunów i to dużych. Zdecydowanie muszę dziś ją wyczyścić.
   Gdy miałam się już do tego zabierać, telefon, leżący na stoliku nocnym obok łóżka, zawibrował, oznajmując, że dostałam nową wiadomość. Podeszłam do urządzenia sprawdziłam, kto napisał. Było to od kogoś, kogo miałam zapisanego, jako ‘mój’. Nie musiałam długo się zastanawiać, kto to. To przecież wiadome – Louis. Napisał, aby dowiedzieć się, czy zgadzam się na wyjście z nimi. Odpowiedziałam mu jedynie, że nie mam nic ciekawszego do zrobienia, więc jest to dużo lepszą alternatywą niż siedzenie i odkładanie tłuszczyku. Nie czekałam długo na jego reakcję. Miał bardzo pogodny nastrój, bo zaczął się nabijać, że kochanego ciałka nigdy za wiele i że może odwoła spotkanie z chłopakami. Po chwili doszliśmy do porozumienia i o godzinie szesnastej, mieli się zjawić pod moim domem. Przecież, nie wypada, by dama zaprzątała sobie myśli miejscem spotkania, ma na głowie ważniejsze sprawy. Takie jak na przykład przygotowanie się do wyjścia.
   Zeszłam do kuchni, żeby zrobić sobie coś do zjedzenia, Oczywiście młody zostawił po swoim śniadaniu ogromny bałagan. W zlewie stała wieża, ułożona z brudnych naczyń, na stole leżały przewrócone płatki śniadaniowe, a obok znajdowała się butelka z mlekiem. Postanowiłam, że nie będę robić jeszcze większego bałaganu, więc podeszłam do szafki kuchennej i wyjęłam z niej miskę i łyżkę dla siebie. No. Dobra, przyznaję się. Nie tylko, dlatego, że nie chcę tego później sprzątać, ale także, dlatego, że, widząc to wszystko, nabrałam ochotę na takie jedzonka z rana. Nalałam sobie mleka, wrzuciłam płatki do miśki. Zajadałam aż mi się uszy częstym jakby to powiedziała moja mama. Zawsze lubiła takie powiedzonka. Ja nie miałam innego wyjścia i musiałam je wysłuchiwać. W końcu sama również zaczęłam ich używać.
   Po posiłku posprzątałam wszystko i ruszyłam do swojego pokoju. Kilka następnych godzin spędziłam n czytaniu książki. Kiedy zegar wybijał już czternastą trzydzieści, ledwo powstrzymałam się, by nie krzyknąć. Zostało jeszcze tylko półtorej godziny, a ja nie wiem nawet, w co się ubrać. Przeszukałam całą szafę. Wybrałam zwyczajny zestaw, składający się z czerwonych trampek, czarnych rurek i białego T-shirtu w poziome, cieniutkie paseczki w różnych kolorach. Zrobiłam lekki makijaż. Pociągnęłam rzęsy tuszem a na usta nałożyłam bezbarwny błyszczyk. Włosy spięłam w wysoki ogon. Kilka pasemek wysunęło mi się spod gumki okalając teraz moją twarz. W momencie, gdy skończyłam poprawiać i układać niesforną grzywkę, usłyszałam dzwonek do drzwi.

   Zbiegłam do holu, prawie nie spadając nie schodów. Otwarłam drzwi i ujrzałam trzy pary oczu, które mnie obserwowały oraz trzy szerokie i szczerze uśmiechy. Już wiedziałam, że będzie to udany dzień.


"Nie ma innego miejsca, gdzie chciałbym być
Niż to tutaj z tobą dziś
Gdybyśmy leżeli na ziemi, objąłbym Cię
I moglibyśmy zostać tu dziś w nocy
Bo jest tyle rzeczy jakie chcę Ci powiedzieć
Chcę powiedzieć..." ~Stole my heart

niedziela, 30 sierpnia 2015

Rozdział 7

   Zrobił krok w moją stronę, dwa, trzy... Zmniejszał przestrzeń między nami. Już tylko centymetry dzielą nasze ciała. Wtem pojawia się ten "potwór". Nietoperz powrócił, tylko, że tym razem zawisł w powietrzu pomiędzy mną, a zaskoczonym chłopakiem. Wokół zwierzaka pojawiły się iskry i nagle zniknął, zaś na jego miejscu pojawił się... Co?! Czy wy sobie robicie ze mnie jakieś żarty?! To przecież niemożliwe!


   Jakim cudem? Przede mną stał chłopak niewiele wyższy ode mnie. Miał blond włosy postawione na żelu. Blado niebieskie oczy, które w tym momencie wpatrywały się w Lucasa. Łatwo mogłam wywnioskować, że przyjaciółmi to oni nie są, ale zdecydowanie znali się już dłużej niż te kilka sekund. Z początku wydawało mi się, że to człowiek, lecz miał przeraźliwie bladą cerę – wręcz śnieżnobiałą oraz ostro zakończone kły. Chyba nie muszę mówić, że był wampirem.
   Pierwszy raz widziałam coś takiego na oczy. Ci dwaj zabijali się spojrzeniem. Gdyby nie fakt, iż nie wiem czy to jest możliwe (eh ten świat), to bym powiedziała, że dosłownie. Straciłam rachubę czasu. Sama już nie wiedziałam, czy stoimy tak od kilku sekund, czy minęły już godziny. Zapewne mogłabym się tak przyglądać, ale byłam tego świadoma, że to nie potrwa długo.
   - Co tu robisz, pijawko? –Warknął Luki. – Czyżby wilczek wezwał na pomoc całą brygadę bohaterów? – Szydził z nas. Mnie aż nosiło. Ledwo się powstrzymywałam, żeby nie wskoczyć na tego popaprańca i porządnie mu przyłożyć.
- Oj aniołku, nie denerwuj się tak. Przecież dobrze znasz dobre maniery, czyż się nie mylę? Zauważ, że jest tu taka przemiła dama, a przy damach powinno się rozmawiać z szacunkiem. – Powiedział spokojnie przybysz, okrążając wściekłego przeciwnika. Po czym znów stanął przed nim i uśmiechnął się pokazując swoje zabójcze uzębienie. – Ah. Wybacz, że nie uprzedziłem cię, iż zamierzam wpaść na waszą imprezkę, ale przebywałem w okolicy i zauważyłem tu, że się tak wyrażę, niezłe przedstawienie.
   Było widać, że już za moment Lucas się na niego rzuci. Był coraz bardziej zirytowany. Nie rozumiem tylko, dlaczego nie zrobił tego do tej pory? Czyżby rzeczywiście zląkł się wampira? Nie wątpię, zdecydowanie był bardzo niebezpieczny. W chwili, gdy „aniołek” miał odpowiedzieć ciętą ripostą usłyszeliśmy trzask w pokoju obok. W pokoju gdzie był Lou. Cała trójka odwróciła wzrok w tamtą stronę. I nagle z cienia wyłonił się Liam, z biegu wskoczył z pazurami na wroga. Blondyn niczego się nie spodziewał. Zaklął po cichu i zrobił unik, ale mimo to policzek miał poszarpany, a z ran już sączyła się krew. Dużo mu to nie dało, ponieważ za nim już był wampir. Ten zatopił kły w ramieniu Lucasa i rozorał mu je aż po łokieć.
   - Ty! – Wskazał na mnie mój były przyjaciel. – Nie myśl sobie, że wszystko ci wybaczę. Jesteś zwykłą zdzirą, która nie zasługuje na tron, a już na pewno nie na mnie!
   Tego było już za wiele. Jak on śmiał się tak do mnie odezwać?! Teraz to ja miałam ogromną ochotę się na niego rzucić i wydrapać mu te niegdyś kochane oczy. Zrobiłam już pierwsze kroki w jego kierunku, gdy do pomieszczenia wszedł Louis. Teraz powstrzymały mnie przed tym już tylko silne ramiona bruneta. Pierwsze, na co zwróciłam uwagę to to, że były one całe posiniaczone i poranione. Lucas roześmiał się. Chciał coś powiedzieć, ale nie przewidział, że nie zdąży. Liam wymierzył cios pięścią i celnie trafił w szczękę blondyna. Z kącika jego ust spłynęła strużka krwi. Z pewnością nie obejdzie się bez ogromnego siniaka.
   - Chodźmy stąd. Nie powinnaś tego widzieć. –Szepnął mi na ucho Lou. Chciałam zaprotestować i jakoś im pomóc. Nienawidziłam Lucasa bardziej niż mogłabym się spodziewać. Dlaczego dopiero teraz pokazał mi swoją prawdziwą twarz? Po tych wszystkich latach, które spędziliśmy, jako przyjaciele. Zdałam sobie jednak sprawę, że przecież nie jestem wyszkoloną wojowniczką. Nie potrafię się bić.
   - Dobrze. – Zgodziłam się zrezygnowana. Po chwili byliśmy już na zewnątrz.
   - Poczekaj tu. Wrócę za moment. Pomogę chłopakom i już będę z powrotem. Jesteś już bezpieczna. Nie musisz się już o nic bać. – Przytulił mnie, dał szybkiego całusa w czoło i pobiegł do domku, skąd wydobywały się dźwięki walki. Chyba tak mogę ująć to, co słyszałam. Pojękiwania, stękanie, czasem jakieś urywane słowa czy krzyki.
   Stałam tuż przed wejściem do lasu. Miałam ogromną ochotę wbiec między drzewa. Wrócić do domu, do rzeczywistości, myśląc, że to wszystko to tylko sen – długi oraz bardzo realistyczny sen. No, ale tak się nie da. W końcu TO jest rzeczywistość. To, co się zdarzyło do tej pory. Spotkania w snach, poznanie Louisa, Liama i ich świat – nasz świat, stracenie przyjaciela, który tak naprawdę nie był moim przyjacielem. To wszystko jest takie dziwne, nienormalne, po prostu inne. W sumie teraz to moje nowe życie i będę musiała się do tego przyzwyczaić. A może by tak zacząć trening? Samoobrona zdecydowanie mi się przyda. Postanowione, jak chłopcy uporają się z tą sytuacją poproszę ich o jakieś szkolenie.
   Dopiero teraz zauważyłam, że jest cicho. Nic nie słychać, ani głosów, ani odgłosów lasu. To dobrze czy źle?
   Wtem z budynku wyszedł Lou, zaraz za nim kroczyli jego przyjaciele, prowadzący związanego Lucasa. W porywie emocji ruszyłam biegiem w ich stronę. Cała czwórka była poznaczona zadrapaniami, ugryzieniami i śladami po uderzeniach. Nie mogę powiedzieć, że jakoś się tym przejęłam, byłam najzwyczajniej w świecie szczęśliwa, że tak to się skończyło. Udało się! Wskoczyłam w ramiona bruneta na przedzie. Schowałam twarz w zagłębieniu między szyją a barkami chłopaka. Ten zaś odwzajemnił uścisk, objął mnie mocniej. Czułam się wreszcie bezpieczna. Moglibyśmy tak trwać wieczność.
   - Ekhem, nie chciałbym wam przeszkadzać i przerywać tą uroczą scenkę, ale my też tu jesteśmy. Może byście się obściskiwali gdzieś bez towarzystwa, co? – Stwierdził Liam. Blondyn po drugiej stronie jęca zachichotał. Gdy na nich spojrzeliśmy zaczęli udawać, że wymiotują, na co odpowiedzieliśmy im szczerym śmiechem. – Oh zapomniałbym. Amy to Niall, Niall poznaj Amy. – Przedstawił mi wampira. Ten szeroko się uśmiechnął i podaliśmy sobie dłonie.
   - Miło mi cię poznać, Amy. Coś czuję, że to będzie ciekawa znajomość. W ogóle przyznaj, jestem oryginalny. Mogę się, że założyć, że jeszcze nigdy nie poznałaś nikogo w ten sposób.
   - Mi również bardzo miło. Zdecydowanie mogę ci to przyznać. Tylko uważaj, żeby ten tam nie był o nas zazdrosny. – Szepnęłam mu, wskazując na Louisa.
   - Ej! Wszystko słyszę! – Oburzył się, na co znów wybuchliśmy śmiechem. – A tak poza tematem „wkurzajmy Louisa”, może wreszcie zdecydujemy, kto zaprowadzi naszego znajomego przed radę?
   - Li, co powiesz na to by dać czas naszym gołąbkom? Poświęcimy się i weźmiemy to na siebie?
   - A wiesz, że sam chciałem to zaproponować? Hahah my to się doskonale rozumiemy. Normalnie jak bracia z dwóch różnych gatunków.
   - No, a podobno wilki i wampiry się nie lubią. – Dodałam. 
   - Ktoś tu za bardzo wkręcił się w Zmierzch. – Rzekł blondyn, zakrywszy dłonią usta. No to wszystko, co wiedziałam na temat tych wszystkich stworzeń, legło w gruzach. Jak mogłam być tak naiwna i uwierzyłam w to, co pisali o nich w książkach, czy w to, co było przedstawiane w filmach albo serialach. 
   Chwilę później już ich nie było. Jak powiedzieli, tak zrobili. Zajęli się Lucasem, dzięki czemu mogłam spędzić drogę powrotną z Louisem. Nie mogę na to narzekać. Nie żebym tego nie chciała. W sumie strasznie się o niego martwiłam. Tylko czy ja przypadkiem nie mówię, jak te wszystkie zakochane dziewczyny? 



"Czy możemy ruszyć tą samą drogą, dwa dni w tych samych ubraniach 
Wiem co powie, jeśli tylko sprawię, że cały ten ból zniknie
Czy możemy zatrzymać się choć na tę jedną minutę?
Wiesz, widzę, że twoje serce nie za dobrze współgra z tą sytuacją." /Over again

wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział 6

   Szliśmy w stronę lasu. Z każdym oddechem przychodziły mi do głowy inne wizje. Znam Lucasa od kilku, dobrych lat, a mimo to jestem bliżej Louisa. Chociaż po ostatnich wydarzeniach nie jestem pewna, czy wiem cokolwiek o przyjacielu. Okłamywał mnie cały ten czas! Ukrywał prawdę, która może być naprawdę ważna. Nie potrafię mu znowu zaufać.
   Idąc polnymi ścieżkami, nie rozmawialiśmy w ogóle. Dopiero przed wejściem w ciemność między pierwszymi drzewami, Liam przerwał ciszę.
   - Za chwilę będziemy na miejscu. Zaczekaj tu, a ja tylko sprawdzę, co się dzieje. Zaraz po chwilę po ciebie wrócę.
   Zostałam sama. Chłopak zgrabnie wszedł między konary drzew. Po paru sekundach straciłam go całkiem z pola widzenia. Zadziwia mnie, z jaką gracją się porusza. Zarówno Liam, jak i Louis. Pomimo swojego ciężaru nie sprawiają żadnego hałasu. Każdy krok stawiają z idealną ciszą. Grobową ciszą. Choć nie wiem, czy to określenie jest na miejscu.
   Stojąc w samotności, przysłuchiwałam się, czy przypadkiem ktoś się nie zbliża. Mój słuch jakby się wyostrzył. Słyszałam każdy szelest, odlatującego ptaka, każdy podmuch wiatru, który ruszał liśćmi. Zdaje się, że adrenalina ma ten talent "poprawiania" zmysłów.
   Nagle spomiędzy gałązek wyskoczył jeleń. Spojrzał na mnie, po czym rzucił się kłusem w moją stronę. W ostatnim momencie zdążyłam odskoczyć. Zwierze się tego nie spodziewało. Serce dudniło mi coraz szybciej. Miałam wrażenie, że długo nie pożyję. Byłam pewna, że nie dam rady wygrać z tak silnym, ogromnym porożem. Znów zobaczyłam te czarne oczy, spoglądające na mnie ze strachem i złością. Czułam krew pulsującą mi w żyłach. Kiedy zwierzak ponownie chciał zaatakować, zrobiłam rękami wymach. Zasłaniając się rękoma, czekałam na uderzenie. Jeleń zatrzymał się tuż przed moimi dłońmi. Przekrzywił łeb. Usłyszałam w swoich myślach pojedyncze słowa. "Pani"... "wybacz"... "pomocy"... Nie wiedziałam, czy to ja zwariowałam, czy naprawdę doszły do mnie myśli zwierzaka. Nigdy mi się coś takiego nie przytrafiło. Przez Kilka dobrych minut przyglądałam się, nie mogąc wydusić z siebie żadnego słowa.
   W chwili kiedy chciałam coś odpowiedzieć, pojawił się Liam. Wrócił tak jak chwilę temu odszedł - w całkowitej ciszy. Zwierze spłoszyło się na jego widok i uciekło. Od razu zauważyłam, że chłopak niczego nie widział. 
   - Droga wolna. Możemy powoli iść. Blondynek siedzi w pokoju razem z Louisem. Kochaś jest przywiązany do siedzenia. Gdyby nie to, że boję się, że sam nie dam rady, to chętnie bym Ci go tak zostawił. Eh, mówi się trudno i żyje się dalej. Lucas pisze coś i bacznie obserwuje swojego jedynego więźnia. Idź przodem, wszystko zgodnie z planem.
   - Boję się. Nie wiem, jak mam zareagować, gdyby mnie zobaczył. Nie wiem, co robić!
   - Eh, czy ja jej muszę wszystko wyjaśniać?! - bąknął pod nosem. - Jakby blondasek cię zauważył, zawsze możesz się mu wytłumaczyć, że Lou cię wezwał, a ja mogę zaatakować. Mamy ten element zaskoczenia. Nic nie będzie stracone, kumasz? Ale jak mnie zobaczy, to będzie gorzej, bo sama na pewno sobie z nim nie poradzisz. Wszystko jasne?! - chyba się zirytował... - Plan już znasz. Czekaj jedynie na mój znak. Teraz powoli chodź za mną. Postaraj się jak najmniej hałasować.
   Wolnym krokiem weszłam do lasu. Brunet wskazywał mi drogę lekkim dotknięciem w ramię. Jeśli miałam skręcić w lewo to dotykał mnie w lewy bark, tak samo gdy powinnam pójść w prawo. Po przejściu kilkudziesięciu metrów zobaczyłam mały domek. Zbudowany był w całości z drewna. Na oko mogło się w nim znajdować dwa duże pomieszczenia lub trzy czy cztery mniejsze pokoiki. W jednym z okien świeciło się światło. Było na tyle mocne bym mogła je zauważyć już dużo wcześniej.
   Wszystko było tak jak opisywał mi Liam. Wewnątrz ujrzałam dwie postacie. Lucasa i Louisa. Ten drugi siedział przywiązany do krzesła pod ścianą. Łatwo można było zauważyć, że ma mocno skrępowane ręce i nogi. Spod grubych sznurów przy nadgarstkach pociekła strużka ciemnoczerwonej krwi, gdy nastolatek się poruszył. Spojrzałam wyżej. Na policzku miał ogromnego siniaka, który znalazł się tam, z pewnością, nie przypadkiem. Usta miał zaklejone ciemną taśmą. Powieki opadały mu na przymknięte i lekko spuchnięte oczy. Jego oprawca siedział przy biurku. Notował coś, nie zwracając uwagi na swojego więźnia. Mój towarzysz mówił, że Lucas bacznie go obserwuje, lecz sytuacja musiała się zmienić. Tylko co było na tyle ważne, by odwrócić jego uwagę od tak ważnej czynności? Ubrany był w szarą koszulkę z nadrukiem, jego umięśnione nogi opinały czarne spodnie, a na ramiona miał narzuconą czarną skórzaną kurtkę. Wyglądał po prostu... seksownie. Boże! O czym ja myślę?! Przy ręce leżał złoty sztylet. No w końcu kto by się spodziewał, żeby ktoś taki nosił przy sobie broń.
   Najciszej jak potrafiłam skradałam się do okna obok. Wydawało mi się, że każdy mój krok słychać niczym huk armaty. Z niemałym strachem dotarłam do celu. Liam stał już za mną. Nadal nie potrafię uwierzyć, że potrafi się tak szybko i cicho poruszać. Wyjął z kieszeni coś na wzór scyzoryka, lecz zamiast ostrza wysunęła się rurka z materiału podobnego do metalu. Dopiero po dłuższej chwili zauważyłam, że dziwny przedmiot otacza się niebiesko-srebrną łuną światła. Myśląc, że chłopak chce wyłamać nim okno, zbliżyłam się. Złapałam go za dłoń, lecz ten tylko spojrzał na mnie. To mi wystarczyło, żeby zrozumieć żebym tego nie robiła. Myliłam się. On przytknął zaostrzoną końcówkę do szyby i bezszelestnie poprowadził nią. Rurka pozostawiała po sobie ślad, podobny do linii, malowanej markerem tylko, że ta była czarna jak smoła i zdecydowanie dużo grubsza. Z każdym szybkim ruchem dłoni odkrywała się nowa część rysunku. Po chwili skończył, a to co powstało, to usta przebite strzałą. Szyba zaczęła się topić. Fala ognia rozeszła się od rysunku aż po ramę okna, nie wydając przy tym najmniejszego szmeru. Kiedy już całkowicie znikła, chłopak dał mi znak abym weszła pierwsza. Nie zdążyliśmy wejść do środka, gdy tuż przed moją twarzą przeleciał nietoperz, a ja się wystraszyłam i potknęłam. Jak zwykle pokazałam swoją zgrabność i upadłam z głośnym trzaskiem na podłogę. Kiedy się obróciłam by zobaczyć reakcję Liama, jego już tam nie było.
   Ponownie zwróciłam wzrok w stronę pomieszczenia, w którym się znajdowałam. Wstałam. Dobrze zdawałam sobie sprawę z tego, że mam niewiele czasu. Przecież nie miałam szans na to by nikt tego nie zauważył. Nie usłyszałam kroków, właściwie nic nie słyszałam. To na pewno nie było normalne. Ta grobowa cisza zdecydowanie była najprostszą radą, UCIEKAJ! W momencie, kiedy ruszyłam do okna, stanął przede mną Lucas. Jego włosy opadały mu swobodnie na czoło. W ręce ściskał złoty sztylet, który już widziałam wcześniej. Po tylu latach znajomości czytałam z jego twarzy jak z książki. Teraz wiedziałam tylko jedno - był zaskoczony. Bez wątpliwości widział szok w jego oczach.
   - Co do kurwy nędzy?! - wyszeptał tak, że ledwie usłyszałam jego słowa. - Co TY tu robisz?! - wykrzyknął już mniej zaskoczony, a bardziej wściekły. Nigdy wcześniej nie bałam się go tak mocno jak w tej chwili.
   - Lucas...
   - Brawo, wiem jak mam na imię, ale pytanie było inne. Nie powinno cię tu być!
   - Oj grzeczniej proszę! - zaczęłam. - Ty już dobrze wiesz, po co tu przyszłam, a raczej po kogo.
   - Ok, a więc tak się bawimy. - powiedział oblizując wargi. - Widzę, że nie mam już najmniejszych szans, żeby jakoś z tego wybrnąć. Nie martw się maleńka. Nic ci się nie stanie.
   Zrobił krok w moją stronę, dwa, trzy... Zmniejszał przestrzeń między nami. Już tylko centymetry dzielą nasze ciała. Wtem pojawia się ten "potwór". Nietoperz powrócił, tylko że tym razem zawisł w powietrzu pomiędzy mną, a zaskoczonym chłopakiem. Wokół zwierzaka pojawiły się iskry i nagle zniknął, zaś na jego miejscu pojawił się... Co?! Czy wy sobie robicie ze mnie jakieś żarty?! To przecież niemożliwe!


"Mam nadzieję, że twoje serce jest wystarczająco silne
Kiedy nadejdzie noc
Odnajdziemy
Drogę przez mrok." /Through the dark


________________________________________________________________
Nareszcie dodany 6 rozdział. Wybaczcie, że to tyle trwało. Naprawdę dużo się wydarzyło i musiałam sobie wszystko poukładać. Trochę się śpieszyłam, żeby dodać ten rozdział dlatego jest on tak krótki. Liczę na waszą wyrozumiałość.