Po pierwsze: bardzo dziękuję za tą nominację, naprawdę się nie spodziewałam czegoś takiego ;* może jednak ktoś to czyta? Kocham ludzi, którzy poświęcają czas, żeby wejść i poczytać moje głupoty. Tylko dlaczego do cholery nie komentujecie i nie pokazujecie, że jesteście oraz że wam się podoba?! :o
A teraz część druga ;) :
Pytania zadała mi http://stay-witch-me-4ever.blogspot.com/#_=_
No to czas na moje odpowiedzi:
1. Jakiego koloru macie oczy?
- Zielone
2. Ulubiony kolor?
- Czarny i czerwień
3.Chcecie tatuaż? Jaki?
- Jakiś słodki (mały) na łopatce, koniecznie musi coś symbolizować
4. Ulubione zwierzę?
- Nie mam ulubieńca ;) wszystkie zwierzaki są cudowne na swój sposób
5. Motto?
- "Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą"
6. Ulubione ff?
- dark-fanfiction.blogspot.com
7. Coca cola vs pepsi?
- Pepsi, bo słodsza ^.^
8. Zima vs lato?
- Lato, nie lubię, jak mi zimno!
A więc ja nominuję:
1. http://iagines.blogspot.com/
2. http://the-voice-of-my-heart-pl.blogspot.com/#_=_
3. http://internetowy-przyjaciel-harry-styles.blogspot.com/?m=1
4. http://www.baby-im-a-sinner-pl.blogspot.com/?m=1
A moje pytania to:
1. Jak masz na drugie imię?
2. Książka czy film?
3. Twój ulubiony cytat to...?
4. Co jest ważniejsze , uroda czy intelekt?
5. Ulubiona bajka z dzieciństwa?
6. Ulubiona piosenka świąteczna?
7. Liczysz się ze zdaniem innych?
8. Jakiego słowa najbardziej nie lubisz?
9. Skąd bierzesz inspiracje?
10. Umiesz malować?
11. Kamo bardziej ufasz rodzinie czy przyjaciołom?
poniedziałek, 22 grudnia 2014
niedziela, 21 grudnia 2014
Rozdział 4
On musi wiedzieć, o tym co tu się stało! Choć w sumie jego zadaniem było nie dopuszczenie do tego spotkania. Może jednak on o niczym nie wie?
***
Rozchyliłam lekko powieki. Promienie słońca, wpadające do pokoju spomiędzy zasłon, okalają moją twarz. Otwarte okno wpuszcza do pomieszczenia lekki, letni wietrzyk. I ten śpiew ptaków o poranku, i stukanie w drzwi. Stukanie w drzwi? Wstałam z łóżka. Oprzytomniałam. Jeszcze kilka sekund temu myślałam, że pukanie było tylko częścią snów, a jednak nie. Zeszłam po schodach chwiejnym krokiem. Przekręciłam klucz i otwarłam drzwi. No tak... Lucas... stał i spokojnie czekał na moją reakcję.
- Hej, mogę? - wydusił w końcu.
- Nie! Odejdź! - wykrzyknęłam, zatrzaskując drzwi. Oparłam się o ścianę. On dalej tu był...
- Amy, proszę, porozmawiajmy...
- Nie! Nie chcę cię znać, już wszystko wiem! Nie musisz nic mi tłumaczyć!
- Nie wiesz wszystkiego, powiedziałem ci tylko kim jestem.
- Tyle mi od ciebie wystarczy. - zza drzwi dobiegała jedynie głucha cisza.
- Co masz na myśli? - zapytał zdziwiony.
- Spóźniłeś się... Już mi ktoś wytłumaczył, co się dzieję. - powiedziałam już zirytowana. Wstałam i odeszłam.
Kierowałam się do kuchni. Ojciec z tą swoją panienką są już w pracy. I szczerze tego nie żałuję. Wyjęłam składnik, po czym zaczęłam robić ciasto na naleśniki.
- Ja chcę z nutellą! -usłyszałam zza pleców.
- Hmm, a może pan sobie życzy do tego jeszcze jakieś owoce? - odpowiedziała. Odwróciłam się i ujrzałam ośmioletniego chłopca szczerzącego do mnie swoje białe ząbki. Czarne pukle włosów odstawały na wszystkie strony. Po przymkniętych, lekko opuchniętych, brązowych oczach wywnioskowałam, że musiał dopiero wstać.
- A chętnie. Może... wiem! Banany i truskawki! - ucieszył się.
- Filiph! A co ty tak wcześnie dziś wstałeś?
- Eh, ten twój gość to chyba umarłego by obudził - zaśmiał się
- To pędź się ubierz, a potem, jak wrócisz, twoje naleśniki będą na ciebie czekać. - poczochrałam czuprynę braciszka, a ten pobiegł do łazienki.
Pomimo tego, że nie potrafię znieść tego babsztyla, to Filipha polubiłam. Pokochałam go tak, jak powinnam kochać brata. Po śniadaniu dostałam esa od Tiny:
- Hej, mogę? - wydusił w końcu.
- Nie! Odejdź! - wykrzyknęłam, zatrzaskując drzwi. Oparłam się o ścianę. On dalej tu był...
- Amy, proszę, porozmawiajmy...
- Nie! Nie chcę cię znać, już wszystko wiem! Nie musisz nic mi tłumaczyć!
- Nie wiesz wszystkiego, powiedziałem ci tylko kim jestem.
- Tyle mi od ciebie wystarczy. - zza drzwi dobiegała jedynie głucha cisza.
- Co masz na myśli? - zapytał zdziwiony.
- Spóźniłeś się... Już mi ktoś wytłumaczył, co się dzieję. - powiedziałam już zirytowana. Wstałam i odeszłam.
Kierowałam się do kuchni. Ojciec z tą swoją panienką są już w pracy. I szczerze tego nie żałuję. Wyjęłam składnik, po czym zaczęłam robić ciasto na naleśniki.
- Ja chcę z nutellą! -usłyszałam zza pleców.
- Hmm, a może pan sobie życzy do tego jeszcze jakieś owoce? - odpowiedziała. Odwróciłam się i ujrzałam ośmioletniego chłopca szczerzącego do mnie swoje białe ząbki. Czarne pukle włosów odstawały na wszystkie strony. Po przymkniętych, lekko opuchniętych, brązowych oczach wywnioskowałam, że musiał dopiero wstać.
- A chętnie. Może... wiem! Banany i truskawki! - ucieszył się.
- Filiph! A co ty tak wcześnie dziś wstałeś?
- Eh, ten twój gość to chyba umarłego by obudził - zaśmiał się
- To pędź się ubierz, a potem, jak wrócisz, twoje naleśniki będą na ciebie czekać. - poczochrałam czuprynę braciszka, a ten pobiegł do łazienki.
Pomimo tego, że nie potrafię znieść tego babsztyla, to Filipha polubiłam. Pokochałam go tak, jak powinnam kochać brata. Po śniadaniu dostałam esa od Tiny:
"Hej, dzisiaj - zakupy. Koniecznie ;)
xoxo"
***
xoxo"
No to dzień zaplanowany. Od zakończenia roku szkolnego nią miałam z nią kontaktu. Miałam na głowie ważniejsze sprawy. Cieszę się, że o mnie nie zapomniała, bo mi całkiem to wypadło z głowy!
***
- Heeej! - jak zwykle uśmiechnięta.
- No hej! - przytuliłam przyjaciółkę. - To gdzie najpierw? Masz już coś na oku?
- Nie, ale proponuję... H&M?
- No jasne. Z tobą wszędzie, przecież wiesz. - zażartowałam.
Z dwie godziny, na pewno, chodziłyśmy po sklepach, przeszukując wieszaki i regały. Każda z nas kupiła sobie przynajmniej parę sukienek i coś do tego. Ja znalazłam dziewczęcą sukienkę z koronką, o kolorze nocnego nieba i seksowną czarną niczym pióra kruka. Gdy tylko je zobaczyłam pomyślałam o Louisie. Może i znam go nie znam, ale zdaje się być taki szczery, zupełnie jakbym z nim dorastała. Pragnęłam go znów zobaczyć, porozmawiać, dowiedzieć się czegoś więcej.
Po udanych zakupach poszłyśmy odpocząć i poplotkować do kawiarni.
- Amy... poznałam pewnego chłopaka.
- Oh, ale fajnie, a zdradzisz mi jego imię?
- Nawet coś więcej. Chce Ci go przedstawić.
- Jeej, to kiedy?
- Teraz! Spójrz do tyłu. - powiedziała, trzepocząc rzęsami. Kilka metrów za mną stał chłopak, który mimo, że mnie nigdy nie spotkał, spoglądał w moją stronę, a nie na Tinę.
"I tak, pozwoliłem ci wykorzystywać mnie od dnia,
kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy.
Ale Jeszcze nie skończyłem.
Zakochiwać się w tobie.
Złoto głupców
I wiedziałem, że robiłaś tak z każdym, kogo spotkałaś,
Ale nie żałuję, że zakochałem się w tobie.
Złoto głupców." / Fool's Gold
kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy.
Ale Jeszcze nie skończyłem.
Zakochiwać się w tobie.
Złoto głupców
I wiedziałem, że robiłaś tak z każdym, kogo spotkałaś,
Ale nie żałuję, że zakochałem się w tobie.
Złoto głupców." / Fool's Gold
niedziela, 7 grudnia 2014
Rozdział 3
Serce zamarło mi w bezruchu, kiedy poczułam na swojej szyi czyjś ciepły oddech. Z trudnością łapałam powietrze. Moje sanktuarium bezpieczeństwa zostało zniszczone. Mój pokój pozostał jedynym miejscem, które pozostało, takie jakie było wcześniej. Teraz nie posiadam nawet tego. Powolnym ruchem odwróciłam się twarzą do właściciela oddechu. W jednym momencie wszystkie żyły wypełniła lawa, a serce przybrało nienaturalnie szybkie tempo. Błękit oczu zdawał mi się być znajomy, choć nie należał do żadnej z osób z mojej okolicy. Lucas ma podobny przeszywający do głębi wzrok, lecz jego źrenice są koloru nieba, a te mają w sobie coś zwierzęcego. Odcień nie jest czysty, ma domieszkę szarości. Jego spojrzenie, skierowane wprost na środek mojej twarzy, było nie wiarygodnie dzikie. Płatki lekko zadartego nosa poruszały się jakby wąchał powietrze. Kąciki jego ust uniosły się minimalnie w grymasie, który chyba miał być uśmiechem. Jego szeroko rozstawione brwi były ściągnięte. Ubrany był w szary T-shirt i starte jeansy.
- Przepraszam, jeżeli Cię wystraszyłem. - powiedział po chwili głosem pewnego siebie podrywacza. - Nazywam się Louis.
- Louis... Louis Tomlinson? - zapytałam zdezorientowana.
- Tak, tak. - Na twarzy nastolatka pojawił się prawdziwy uśmiech. Nie potrafiłam oderwać oczu od jego czarujących ust. - A myślałem, że już zapomniałaś.
- To ty wysłałeś mi ten naszyjnik, prawda? - wskazałam przedmiot, leżący na biurku. - I to ty byłeś u mnie w tą noc, wczoraj.
- Bystra jesteś. - Ton jakim wypowiedział te słowa nie był irytujący. Było w nim coś... coś takiego... pociągającego.
- Ale skąd Ty mnie znasz? Kim Ty jesteś?!
- Hmmmm... Nie powinniśmy się wreszcie przywitać, Amy?
Chłopak sprawiał wrażenie przyjaznego. Mgiełka tajemniczości, jaką tworzył wokół siebie, wręcz przyciągała do rozmowy. Chciało się podejść do niego, chwycić i dokopać się do tych wszystkich tajemnic, które skrywał, gdzieś głęboko.
- Pamiętam te oczy to Ty byłeś, jesteś tym chłopcem ze snu!
- Owszem. Ja pokazałem Ci to wszystko. Mam moc, żeby Ci przypomnieć niektóre rzeczy, ale muszę na to poświęcić bardzo dużo energii. To i tak bez znaczenia, dla Ciebie zrobiłbym wszystko.
- Dla mnie? Jak to?
- Ta chwila... W śnie widziałaś dzień, w którym odważyłem się wyjść z cienia drzew. Miałem wtedy ogromną ochotę, żeby do Ciebie podbiec i móc z Tobą porozmawiać, pobawić się, zaprzyjaźnić. I wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie to kim jestem.
- O czym Ty mówisz?
- Amy... Naprawdę nie wiesz? Blondynek nigdy Ci nic nie powiedział? Nie wyjaśnił?
- Co Luki ma z tym wszystkim wspólnego?! - krzyknęłam.
- Spokojnie. - jego powaga w tej sytuacji była nieznośna. - jestem Werelobo , ale Tobie pewnie to nic nie mówi. W naszym świecie nazywają mnie " nino de la nuna". To coś podobnego do wilkołaków. Tylko, że akurat nad nami księżyc nie ma władzy. My odbieramy od niego moc. W naszej ojczyźnie moja rasa jest tępiona. Uważa się nas za potwory. a dlaczego? - z ust bruneta wydobył się smutny skowyt. - Ba nasi przodkowie zabijali ludzi. Po kilkuletniej wojnie wypędzono nas z Casahadas, zamieszkaliśmy w lasach. Czasem były pogłoski, że ktoś się zdołał skontaktować z ludźmi z waszego ludu. Ale cóż... Plotki szybko ucichały. Jako dziecko gardziłem swoim rodzeństwem. Słuchałem jak opowiadano, że jesteśmy dla was zagrożeniem, tylko niebezpieczeństwem. Dowiadywałem się, że nas zabijacie, kiedy chcemy podejść. Uczono mnie, że nie mogę się zbliżać do miasta ani nawet wychodzić z lasu. Kiedy miałem z pięć lat odłączyłem się od stada. Nie mogłem uwierzyć, że jesteście naszymi wrogami. Według mnie jesteśmy tacy sami. Wszyscy pragniemy tego samego - chcemy szczęścia. Mamy uczucia... Różnimy się tylko zdolnościami. A co do "Lukiego" czy jak mu tam? Jest Guardianem, jego gatunek stworzył władca, który nas wygnał. Pierwotnie ich zadaniem było trzymanie nas z dala od miasta. Później dziecko "strażników"... - słowo to wypowiedział z widocznym obrzydzeniem, z urazą. Mimowolnie poczułam się gorzej. Współczułam mu. - było przeznaczone jako opiekun rodziny królewskiej. "Opiekun z niebios" powinien być czysty. Żadne kłamstwo nie może zanieczyścić ich sumienia. O ile mają coś takiego jak sumienie... - Smutek w oczach chłopaka był większy niż można by wyczytać z tonu jego głosu. Z kącika oka spłynęła mu maleńka kropelka łzy. - A jednak chyba Ci przypadł buntownik. Okłamywał Cię, udawał kogoś kim nie jest. Mam Ci do przekazania, że Twoja mama żyje i ma się dobrze. Tęskni za Tobą. Muszę już iść. Jeśli będziesz mnie potrzebować przybędę. I jeszcze raz przepraszam, jeśli Cię przestraszyłem..
- Nie... - nie zdążyłam dokończyć zdania, a on już uciekł. Chciałam zapytać jeszcze o mamę, dowiedzieć się czegoś więcej. I wtedy zdałam sobie z czegoś sprawę. Lucas! Jest moim "opiekunem", on musi wiedzieć, o tym co tu się stało!
- Przepraszam, jeżeli Cię wystraszyłem. - powiedział po chwili głosem pewnego siebie podrywacza. - Nazywam się Louis.
- Louis... Louis Tomlinson? - zapytałam zdezorientowana.
- Tak, tak. - Na twarzy nastolatka pojawił się prawdziwy uśmiech. Nie potrafiłam oderwać oczu od jego czarujących ust. - A myślałem, że już zapomniałaś.
- To ty wysłałeś mi ten naszyjnik, prawda? - wskazałam przedmiot, leżący na biurku. - I to ty byłeś u mnie w tą noc, wczoraj.
- Bystra jesteś. - Ton jakim wypowiedział te słowa nie był irytujący. Było w nim coś... coś takiego... pociągającego.
- Ale skąd Ty mnie znasz? Kim Ty jesteś?!
- Hmmmm... Nie powinniśmy się wreszcie przywitać, Amy?
Chłopak sprawiał wrażenie przyjaznego. Mgiełka tajemniczości, jaką tworzył wokół siebie, wręcz przyciągała do rozmowy. Chciało się podejść do niego, chwycić i dokopać się do tych wszystkich tajemnic, które skrywał, gdzieś głęboko.
- Pamiętam te oczy to Ty byłeś, jesteś tym chłopcem ze snu!
- Owszem. Ja pokazałem Ci to wszystko. Mam moc, żeby Ci przypomnieć niektóre rzeczy, ale muszę na to poświęcić bardzo dużo energii. To i tak bez znaczenia, dla Ciebie zrobiłbym wszystko.
- Dla mnie? Jak to?
- Ta chwila... W śnie widziałaś dzień, w którym odważyłem się wyjść z cienia drzew. Miałem wtedy ogromną ochotę, żeby do Ciebie podbiec i móc z Tobą porozmawiać, pobawić się, zaprzyjaźnić. I wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie to kim jestem.
- O czym Ty mówisz?
- Amy... Naprawdę nie wiesz? Blondynek nigdy Ci nic nie powiedział? Nie wyjaśnił?
- Co Luki ma z tym wszystkim wspólnego?! - krzyknęłam.
- Spokojnie. - jego powaga w tej sytuacji była nieznośna. - jestem Werelobo , ale Tobie pewnie to nic nie mówi. W naszym świecie nazywają mnie " nino de la nuna". To coś podobnego do wilkołaków. Tylko, że akurat nad nami księżyc nie ma władzy. My odbieramy od niego moc. W naszej ojczyźnie moja rasa jest tępiona. Uważa się nas za potwory. a dlaczego? - z ust bruneta wydobył się smutny skowyt. - Ba nasi przodkowie zabijali ludzi. Po kilkuletniej wojnie wypędzono nas z Casahadas, zamieszkaliśmy w lasach. Czasem były pogłoski, że ktoś się zdołał skontaktować z ludźmi z waszego ludu. Ale cóż... Plotki szybko ucichały. Jako dziecko gardziłem swoim rodzeństwem. Słuchałem jak opowiadano, że jesteśmy dla was zagrożeniem, tylko niebezpieczeństwem. Dowiadywałem się, że nas zabijacie, kiedy chcemy podejść. Uczono mnie, że nie mogę się zbliżać do miasta ani nawet wychodzić z lasu. Kiedy miałem z pięć lat odłączyłem się od stada. Nie mogłem uwierzyć, że jesteście naszymi wrogami. Według mnie jesteśmy tacy sami. Wszyscy pragniemy tego samego - chcemy szczęścia. Mamy uczucia... Różnimy się tylko zdolnościami. A co do "Lukiego" czy jak mu tam? Jest Guardianem, jego gatunek stworzył władca, który nas wygnał. Pierwotnie ich zadaniem było trzymanie nas z dala od miasta. Później dziecko "strażników"... - słowo to wypowiedział z widocznym obrzydzeniem, z urazą. Mimowolnie poczułam się gorzej. Współczułam mu. - było przeznaczone jako opiekun rodziny królewskiej. "Opiekun z niebios" powinien być czysty. Żadne kłamstwo nie może zanieczyścić ich sumienia. O ile mają coś takiego jak sumienie... - Smutek w oczach chłopaka był większy niż można by wyczytać z tonu jego głosu. Z kącika oka spłynęła mu maleńka kropelka łzy. - A jednak chyba Ci przypadł buntownik. Okłamywał Cię, udawał kogoś kim nie jest. Mam Ci do przekazania, że Twoja mama żyje i ma się dobrze. Tęskni za Tobą. Muszę już iść. Jeśli będziesz mnie potrzebować przybędę. I jeszcze raz przepraszam, jeśli Cię przestraszyłem..
- Nie... - nie zdążyłam dokończyć zdania, a on już uciekł. Chciałam zapytać jeszcze o mamę, dowiedzieć się czegoś więcej. I wtedy zdałam sobie z czegoś sprawę. Lucas! Jest moim "opiekunem", on musi wiedzieć, o tym co tu się stało!
"Pewnego dnia, zobaczysz rzeczy, które widzę ja.
Będziesz chciał/a powietrze, którym oddycham.
Nie będziesz chciała nigdy mnie zostawić." /Clouds
Będziesz chciał/a powietrze, którym oddycham.
Nie będziesz chciała nigdy mnie zostawić." /Clouds
niedziela, 16 listopada 2014
Trochę imagifów na dobry wieczór ;)
Po pierwsze chciałabym was bardzo przeprosić za długą przerwę, ale ten 2 tygodnie mam zapełnione konkursami przez co nie mam czasu na pisanie. Nie martwcie się, postaram wam się to wynagrodzić. A na razie mam nadzieję, że spodobają wam się imagify.
***
Zayn: Zostałem złodziejem.
Ty: Zwariowałeś?!
Zayn: Mam zamiar porwać Cię i ukryć przed całym światem.
***
Harry: Kochanie, bo wiesz jest jedna rzecz, którą chciałbym w Tobie zmienić...
Harry: Kochanie, bo wiesz jest jedna rzecz, którą chciałbym w Tobie zmienić...
Ty: Ok, jaka?
Harry: To jak masz na nazwisko!
***
Ty: Jesteś zajęty?
Liam: Tak...
Ty: A to nie przeszkadzam.
Liam: Ty mi pomagasz!
Ty: A mogę wiedzieć co robisz?
Liam: Myślę o Tobie.
***
*trwa trasa koncertowa, rozmawiasz na skype z Niallem*
Niall: Kotku, ale ja już nie wytrzymuję!
Ty: Czego?
Niall: Tej tęsknoty za Tobą...
***
Louis: Kocham Cie!
Ty: Ale...
Louis: Wiem masz chłopaka, ale to nie zmieni tego co czuję!
Harry: To jak masz na nazwisko!
***
Ty: Jesteś zajęty?
Liam: Tak...
Ty: A to nie przeszkadzam.
Liam: Ty mi pomagasz!
Ty: A mogę wiedzieć co robisz?
Liam: Myślę o Tobie.
***
*trwa trasa koncertowa, rozmawiasz na skype z Niallem*
Niall: Kotku, ale ja już nie wytrzymuję!
Ty: Czego?
Niall: Tej tęsknoty za Tobą...
***
Louis: Kocham Cie!
Ty: Ale...
Louis: Wiem masz chłopaka, ale to nie zmieni tego co czuję!
***
Zayn: Zostałem złodziejem.
Ty: Zwariowałeś?!
Zayn: Mam zamiar porwać Cię i ukryć przed całym światem.
***
Ty: Słowo "miłość" ma wiele znaczeń.
Liam: Dla mnie ma tylko jedno, Twoje imię.
Ty: Słowo "miłość" ma wiele znaczeń.
Liam: Dla mnie ma tylko jedno, Twoje imię.
-------------------------------------------------------------------------
Jeśli czytacie to, to proszę zostawcie po sobie jakiś ślad. :*
wtorek, 28 października 2014
Rozdział 2
Zamknęłam oczy, myśląc, że to jakiś głupi dowcip. Muszę, jednak przyznać, że byłam przerażona. Spodziewałam się wszystkiego... a przynajmniej tak myślałam. Po kilku sekundach się uspokoiłam i powoli otwarłam oczy. Szok, który poczułam jest nie do opisania. To co się wydarzyło, nie mogło się dziać naprawdę... Lucas spoglądał na mnie lekko zażenowany. Jego policzki oblał rumieniec.Tylko, że teraz jego piękne niebieskie oczy, zmieniły na odcień błękitu nieba, biły z nich jasność i dobroć. Źrenice były nieskazitelnie czyste, nienaruszone przez najmniejszy grzech. Na szarych dżinsach pokrytych wielką ilością dziur znajdował się pas z dwoma nożami, a raczej ze sztyletem i miniaturą prawdziwego miecza! Ostrze każdego z nich połyskiwało w świetle dnia. Mieniło się kolorami tęczy. Z pleców wyrosła mu para ogromnych, silnych skrzydeł. Całą ich powierzchnię pokrywały pióra. Jednak żadne nie przypominało tych, które posiadają ptaki. Były ostro zakończone, niczym zaostrzone końcówki strzał. Gdyby była taka konieczność, pewnie z łatwością można by ich użyć jako broni. Po mimo swojej wielkości skrzydła idealnie przypasowały się do wysokości postaci, nie przytłaczały jego osoby. Umięśniona klatka piersiowa pokryta jest zbroją z czystego złota. Przez sam środek ciągnęła się pionowa kreska koloru nieba. Co kawałek znajdował się biały puch, który prawdopodobnie był chmurami. Cała długość się poruszała, tak jak na niebie wędrują pasma białych owieczek. Na barkach można było zobaczyć dwie płaskorzeźby przedstawiające słońce. Blond czupryna rozwiana lekkim letnim wiatrem. Postać owijały promienie światła. A może tylko mi się wydaje?
- Co... co się dzieje? -wyjąkałam zmieszana.
Przechodząca obok staruszka spojrzała na mnie jak na wariatkę, a następnie w miejsce, gdzie stał Lucas.
- Przepraszam panienko... Z kim Ty rozmawiasz?
- Ja... z nikim. Mówiłam do siebie. - kłamstwo nigdy nie przychodziło mi tak łatwo. - Powtarzałam sobie tylko lekcje.
- Jaka z ciebie pilna uczennica. - powiedziała uśmiechnięta i odeszła. Powiodła wzrokiem za starszą panią. W momencie, gdy kobieta znikła mi z pola widzenia, zwróciłam się do przyjaciela.
- Po pierwsze: możesz mi powiedzieć w kogo? w co? ty się zamieniłeś?! Po drugie: Dlaczego ONA cię nie widziała?!
- W sumie to mam ci dużo do wytłumaczenia, więc może jutro się spotkamy i w spokoju porozmawiamy, bo teraz i tak nic nie zrozumiesz, dobrze?
- Luki, o co tu chodzi? Ty wiesz coś więcej! Wiesz coś o mojej mamie, prawda?!
- Przepraszam Izzy (to moja ksywka). Nie mogę ci teraz wszystkiego powiedzieć. - zrobił krótką przerwę, głośno wzdychając. - A ta pani mnie nie widziała, bo tylko moja podopieczna ma prawo widzieć mnie w prawdziwej formie. Do tego tylko kiedy sam jej na to pozwolę.
- Czyli jesteś aniołem? A ja jestem jakąś twoją podopieczną? WTF?! - po chwili namysłu dodałam - Przecież ty masz parę lat więcej!
- Teoretycznie mam kilkaset lat więcej. I tak jestem twoim opiekunem. A co do anioła to blisko, ale jestem Guardianem.
- Miałeś rację nic nie rozumiem! - wykrzyknęłam.
Odwróciłam się na pięcie i sprintem ruszyłam w stronę domu. Spojrzałam jeszcze za siebie. On dalej tam stał spoglądając na mnie smutnym wzrokiem. Wiedziałam, że gdyby Lucas tylko chciał wzbiłby się w powietrze i mnie zatrzymał, ale tego nie zrobił. Byłam mu za to bardzo wdzięczna, że nawet teraz potrafił uszanować moje uczucia i dać mi czas. Nogi same mi się plątały. Wbiegłam do domu, rzuciłam torbę na szafkę. Nie zastanawiając się nad tym co robię, poszłam do pokoju. Zatrzasnęłam drzwi, po czym runęłam na łóżko. Teraz to już całkiem mam mętlik w głowie. Jakim cudem to wszystko się dzieje?! To po prostu niemożliwe! Znam Lucasa od prawie sześciu lat, a jednak nic o nim nie wiem... Jak mogłam niczego nie zauważyć? Nagle mój świat wywrócił się o 360 stopni. Mam wrażenie, że zaraz zwariuję. Nieustający, pulsujący ból głowy, który towarzyszy mi coraz częściej, nie daje mi spokoju. Próbowałam to ogarnąć... tylko jak?! Blondyn znany mi jak nikt inny, nie jest tym, za kogo go miałam. Jest moim opiekunem, co znaczy, że musi o mnie dbać. Strzec mnie przed złem. Złem, którym jest... No właśnie! Co jest tym złem? Sama potrafię o siebie zadbać. To musi być coś strasznego. Okazało się, iż mogło by się wydawać, że minęła chwila, kilkanaście minut, to w rzeczywistości mijały godziny. W końcu biegnący szybko czas, dał się w znaki. Powieki mimowolnie zaczęły opadać. Obraz zaczynał mi się rozmazywać. Nigdy bym nie pomyślała, że w ostatni dzień szkoły, bez zadań, bez nauki, mogłabym się, aż tak zmęczyć. Położyłam się wyczerpana, a już po chwili przymknęłam oczy i zasnęłam. Obudził mnie dźwięk upadającej książki. Usiadłam na brzegu miękkiego materaca. Podniosłam przedmiot, który musiałam przypadkiem potrącić. Serce zamarło mi w bezruchu, kiedy poczułam na swojej szyi czyjś ciepły oddech. Z trudnością łapałam powietrze...
Ale wiem, wiem, wiem na pewno" /Steal my girl
- Co... co się dzieje? -wyjąkałam zmieszana.
Przechodząca obok staruszka spojrzała na mnie jak na wariatkę, a następnie w miejsce, gdzie stał Lucas.
- Przepraszam panienko... Z kim Ty rozmawiasz?
- Ja... z nikim. Mówiłam do siebie. - kłamstwo nigdy nie przychodziło mi tak łatwo. - Powtarzałam sobie tylko lekcje.
- Jaka z ciebie pilna uczennica. - powiedziała uśmiechnięta i odeszła. Powiodła wzrokiem za starszą panią. W momencie, gdy kobieta znikła mi z pola widzenia, zwróciłam się do przyjaciela.
- Po pierwsze: możesz mi powiedzieć w kogo? w co? ty się zamieniłeś?! Po drugie: Dlaczego ONA cię nie widziała?!
- W sumie to mam ci dużo do wytłumaczenia, więc może jutro się spotkamy i w spokoju porozmawiamy, bo teraz i tak nic nie zrozumiesz, dobrze?
- Luki, o co tu chodzi? Ty wiesz coś więcej! Wiesz coś o mojej mamie, prawda?!
- Przepraszam Izzy (to moja ksywka). Nie mogę ci teraz wszystkiego powiedzieć. - zrobił krótką przerwę, głośno wzdychając. - A ta pani mnie nie widziała, bo tylko moja podopieczna ma prawo widzieć mnie w prawdziwej formie. Do tego tylko kiedy sam jej na to pozwolę.
- Czyli jesteś aniołem? A ja jestem jakąś twoją podopieczną? WTF?! - po chwili namysłu dodałam - Przecież ty masz parę lat więcej!
- Teoretycznie mam kilkaset lat więcej. I tak jestem twoim opiekunem. A co do anioła to blisko, ale jestem Guardianem.
- Miałeś rację nic nie rozumiem! - wykrzyknęłam.
Odwróciłam się na pięcie i sprintem ruszyłam w stronę domu. Spojrzałam jeszcze za siebie. On dalej tam stał spoglądając na mnie smutnym wzrokiem. Wiedziałam, że gdyby Lucas tylko chciał wzbiłby się w powietrze i mnie zatrzymał, ale tego nie zrobił. Byłam mu za to bardzo wdzięczna, że nawet teraz potrafił uszanować moje uczucia i dać mi czas. Nogi same mi się plątały. Wbiegłam do domu, rzuciłam torbę na szafkę. Nie zastanawiając się nad tym co robię, poszłam do pokoju. Zatrzasnęłam drzwi, po czym runęłam na łóżko. Teraz to już całkiem mam mętlik w głowie. Jakim cudem to wszystko się dzieje?! To po prostu niemożliwe! Znam Lucasa od prawie sześciu lat, a jednak nic o nim nie wiem... Jak mogłam niczego nie zauważyć? Nagle mój świat wywrócił się o 360 stopni. Mam wrażenie, że zaraz zwariuję. Nieustający, pulsujący ból głowy, który towarzyszy mi coraz częściej, nie daje mi spokoju. Próbowałam to ogarnąć... tylko jak?! Blondyn znany mi jak nikt inny, nie jest tym, za kogo go miałam. Jest moim opiekunem, co znaczy, że musi o mnie dbać. Strzec mnie przed złem. Złem, którym jest... No właśnie! Co jest tym złem? Sama potrafię o siebie zadbać. To musi być coś strasznego. Okazało się, iż mogło by się wydawać, że minęła chwila, kilkanaście minut, to w rzeczywistości mijały godziny. W końcu biegnący szybko czas, dał się w znaki. Powieki mimowolnie zaczęły opadać. Obraz zaczynał mi się rozmazywać. Nigdy bym nie pomyślała, że w ostatni dzień szkoły, bez zadań, bez nauki, mogłabym się, aż tak zmęczyć. Położyłam się wyczerpana, a już po chwili przymknęłam oczy i zasnęłam. Obudził mnie dźwięk upadającej książki. Usiadłam na brzegu miękkiego materaca. Podniosłam przedmiot, który musiałam przypadkiem potrącić. Serce zamarło mi w bezruchu, kiedy poczułam na swojej szyi czyjś ciepły oddech. Z trudnością łapałam powietrze...
"Nie istnieję bez niej
Słońce nie świeci
Świat się nie kręci, świetnie, świetnie
Słońce nie świeci
Świat się nie kręci, świetnie, świetnie
Ale wiem, wiem, wiem na pewno" /Steal my girl
czwartek, 2 października 2014
Rozdział 1
Różane usta ułożone w pięknym, dziecięcym uśmiechu. Zieleń oczu głębsza niż niejeden ocean spoglądająca z zaciekawieniem na każdy detal wokół. Śliczne rudoczerwone włosy splecione w dwa długie warkocze opadające luźno na plecy. Wianek upleciony ze stokrotek na głowie. Śnieżnobiała sukienka plącząca się między nogami małej osóbki. Bose stópki łagodnie kładzione na młodej trawie. Wszystko pod kontrolą czujnego oka matki. Równie pięknej i wesołej. Każdy ruch niczym taniec na scenie uwitej z wielobarwnych płatków kwiatów, delikatnej wieczornej rosy i świeżości niskiej trawy. Promienie zachodzącego słońca zastępujące reflektory. Radość uchwycona w jednym miejscu. Dwie kochające się istoty na łące pod lasem. Nagle wzrok rodzicielki padł między gałązki krzaków. Szybkim krokiem podeszła do córeczki. Wzięła ją na ręce i już miała odchodzić, gdy spomiędzy drzew wyłonił się mały chłopiec. Brązowe włosy opadały mu na twarz, a niebieskie oczy nie wyrażały żadnych uczuć. Wpatrywał się w dal. Nie na osoby na łące tylko na to co za nimi. Pomarańczowe światło bijące od słońca było tłem dla ogromnego pęku kwiatka, który powoli rozchylał swe płatki, a spomiędzy nich wyszedł mały ludzik ze skrzydełkami odbijającymi każdy kolor. Chłopiec niczym spłoszony tym widokiem wydał przeraźliwy krzyk i uciekł. Kobieta z ulgą popatrzyła na małego stworka i zakryła dłońmi oczy dziecka... Wraz z opadającymi powiekami dziewczynki, świat spowijał mrok. Po chwili ciemności, między długimi rzęsami przebiły się mocne promienie wschodzącego dnia. Zdezorientowana Amy rozejrzała się po swoim pokoju. Jej uwagę przykuł naszyjnik, który zostawiła na biurku, a który teraz leżał obok łóżka. Kryształ powracał do swojego koloru. Jeszcze kilka sekund temu biła od niego jasność o kolorze nieba podczas zachodu. Kawałek dalej znajdowała się kartka, a na niej krótka wiadomość. "Już mnie kiedyś spotkałaś, pamiętasz?" Charakter pisma nie należał do żadnego z domowników. W umyśle dziewczyny pojawiło się tylko jedno pytanie... Kto był w jej pokoju?! Szybkim ruchem schowała kartkę do szuflady i wyszła.
***
- Co? Znowu?! - krzyknęła zirytowana Natalie.
- Co znowu...? Co się dzieje? - wtrącił się Lucas. Po prostu super... Ostatni dzień szkoły, ostatnia przerwa ... No, a tu co?! Powrót do moich snów. Jakby to był jedyny temat rozmów ma jaki nas stać przed wakacjami.
- Znów miałam sen z mamą. I znów nic mi to nie wyjaśnia. No i znów nie odezwała się ani słowem. Dziewczyny było jeszcze jakieś "znów"?! - wyjaśniłam już mocno zirytowana
- Tak było! Jeszcze... znów na nas krzyczysz. Tak jakby to było z naszej winy.
- Dobra, dobra... Dziewczyny, spokój! Amy ma przecież prawo być nie w humorze. Nie uważacie? - Jej... Jak zwykle tylko Luki mnie rozumie.
- Okej. Ja przepraszam. I mam nadzieję, że wam to nie przeszkadza, że dziś was nie odprowadzę.
- Spoko. Twój wybór... - odburknęła Michaile'a.
Czasem mam wrażenie, że ona nie wie o tym, że zauważamy, kiedy się wścieka. Na szczęście uratował mnie dzwonek. Chyba pierwszy raz cieszy mnie fakt o spędzeniu godziny na słuchaniu mitów i jakie to cudowne były w którymś tam roku. Co prawda, pani Knight jest fajną nauczycielką, no ale nie zmieni ona mojej postawy do jakże ciekawego przedmiotu, jakim jest historia. No okej, skupiam się. Uwaga... Lekcja, temat. Na tym moja ciekawość się kończy. Zamiast notatki miejsce w zeszycie zajmują rysunki, które powstają z nudów. Nic tak nie zachęca do rysowania jak nudna lekcja!
- Amy... pani się pyta, kiedy była wojna pod Maratonem... - szept Tiny przerwał powstawanie nowego arcydzieła.
- No... ja... hmmm... bitwa pod Maratonem była... - w ostatnim momencie, ktoś zapukał do drzwi. Do sali wszedł Patrick, kolega Lucasa. Przyniósł jakieś papiery od ich wychowawczyni, żeby pani Knight je wypełniła. Podał je nauczycielce i odszedł. Po drodze podszedł do naszej ławki. Podał mi kartkę wyrwaną z jakiegoś zeszytu i dość mocno pogniecioną. Spojrzałyśmy na niego , a on tylko wskazał na mnie i wyszedł z klasy. Rozwinęłam liścik i przeczytałam:
- Co znowu...? Co się dzieje? - wtrącił się Lucas. Po prostu super... Ostatni dzień szkoły, ostatnia przerwa ... No, a tu co?! Powrót do moich snów. Jakby to był jedyny temat rozmów ma jaki nas stać przed wakacjami.
- Znów miałam sen z mamą. I znów nic mi to nie wyjaśnia. No i znów nie odezwała się ani słowem. Dziewczyny było jeszcze jakieś "znów"?! - wyjaśniłam już mocno zirytowana
- Tak było! Jeszcze... znów na nas krzyczysz. Tak jakby to było z naszej winy.
- Dobra, dobra... Dziewczyny, spokój! Amy ma przecież prawo być nie w humorze. Nie uważacie? - Jej... Jak zwykle tylko Luki mnie rozumie.
- Okej. Ja przepraszam. I mam nadzieję, że wam to nie przeszkadza, że dziś was nie odprowadzę.
- Spoko. Twój wybór... - odburknęła Michaile'a.
Czasem mam wrażenie, że ona nie wie o tym, że zauważamy, kiedy się wścieka. Na szczęście uratował mnie dzwonek. Chyba pierwszy raz cieszy mnie fakt o spędzeniu godziny na słuchaniu mitów i jakie to cudowne były w którymś tam roku. Co prawda, pani Knight jest fajną nauczycielką, no ale nie zmieni ona mojej postawy do jakże ciekawego przedmiotu, jakim jest historia. No okej, skupiam się. Uwaga... Lekcja, temat. Na tym moja ciekawość się kończy. Zamiast notatki miejsce w zeszycie zajmują rysunki, które powstają z nudów. Nic tak nie zachęca do rysowania jak nudna lekcja!
- Amy... pani się pyta, kiedy była wojna pod Maratonem... - szept Tiny przerwał powstawanie nowego arcydzieła.
- No... ja... hmmm... bitwa pod Maratonem była... - w ostatnim momencie, ktoś zapukał do drzwi. Do sali wszedł Patrick, kolega Lucasa. Przyniósł jakieś papiery od ich wychowawczyni, żeby pani Knight je wypełniła. Podał je nauczycielce i odszedł. Po drodze podszedł do naszej ławki. Podał mi kartkę wyrwaną z jakiegoś zeszytu i dość mocno pogniecioną. Spojrzałyśmy na niego , a on tylko wskazał na mnie i wyszedł z klasy. Rozwinęłam liścik i przeczytałam:
"Mam zamiar odprowadzić Cię pod sam dom. Musimy poważnie pogadać. Mam jeszcze coś do załatwienia, więc poczekaj na mnie przed wejściem. Wiem, że nie muszę Cię o to prosić ;*"
Od razu zorientowałam się, że to Lucas. Tylko on wpada na pomysły z karteczką. Przecież Patrick mógł mi to powiedzieć. Eh, ten mój kochany idiota. Ciekawe tylko co jest takiego ważnego do obgadania. Dużo czasu do myślenia nie mam. Za 10 minut ostatni dzwonek w tym roku szkolnym, a potem już tylko same przyjemności. No prawie same.
Nareszcie wakacje! Dziewczyny zniknęły mi z oczu zaraz po lekcji. Może są jeszcze złe. Trudno. Jutro się kupi czekoladki i zapomną o całej sprawie. Z zamyślenia wytrącił mnie Lucas, który właśnie wyskoczył mi zza pleców.
- No siemka. Po pierwsze... CHCESZ ŻEBYM ZAWAŁU DOSTAŁA?! A po drugie, co cię tak długo nie było?
- Hahahaha! Nieważne. Dowiesz się jutro na rozdaniu świadectw.
- Przeraża mnie ten twój szyderczy śmiech. To jak, idziemy?
Prawie całą drogę rozmawialiśmy co zrobimy w wakacje, a na sam koniec pozostał nam ten poważny temat. Po kilkunastu minutach śmiechu nie umiałam uwierzyć, że ktoś może być aż tak spokojnym. Kilka kosmyków jego złotych włosów, które teraz jakby biły własnym światłem, opadły mu na spocone od stresu czoło. Żeby go trochę uspokoić podeszłam bliżej i odgarnęłam mu grzywkę. Zawsze mój dotyk sprawiał, że Luki się rozluźniał. Zaskoczył mnie, gdy jednym ruchem ręki chwycił moją dłoń, po czym się skrzywił.
- Amy... Ja... ja muszę Ci pokazać pewne miejsce...
-Hmmm... nie rozumiem, przecież nie musisz mi tego mówić, wystarczy, że mnie tam zabierzesz. Przecież wiesz.
- Tylko, że to nie jest takie łatwe. Ty musisz chcieć tam być. No i musisz dowiedzieć się całej prawdy.
- Przepraszam, ale naprawdę nie wiem, o co ci chodzi.
- Zamknij oczy - nakazał. - Ale tylko na chwilę. Jeszcze jedno... obiecaj mi, że to nic nie zmieni.
- No dobrze już zamykam.
- Obiecaj! - powiedział mocniej
- No okej obiecuje...
Zamknęłam oczy, myśląc, że to jakiś głupi dowcip. Muszę jednak przyznać, iż byłam przerażona. Spodziewałam się wszystkiego... a przynajmniej tak myślałam. Po kilku sekundach się uspokoiłam i powoli otwarłam oczy. Szok, który poczułam jest nie do opisania. To co się wydarzyło, nie mogła się naprawdę dziać!
"Staram się, być w porządku
Staram się, jakoś trzymać,
Ale gdy widzę ciebie z nim,
Po prostu nie czuję się dobrze." /Heart attack
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Staram się, jakoś trzymać,
Ale gdy widzę ciebie z nim,
Po prostu nie czuję się dobrze." /Heart attack
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że tak późno, ale naprawdę mam dużo pracy xD mam nadzieję, że chociaż trochę się wam podoba. ;*
sobota, 13 września 2014
PROLOG
Dzień
jak zwykle… Szkoła… Spotkanie z przyjaciółmi… z NIM… chwila porywu…
ucieczki w świat marzeń… i znów powrót do rzeczywistości… Teraz leżę na
łóżku i rozmyślam. W uszach mam słuchawki, słucham moich ulubionych
piosenek. Zastanawiam się nad tym, co się dzieje, nad przyszłością, nad
przeszłością, nad swoimi uczuciami, nad sobą! Nazywam się Amy Neither.
Mieszkam w małej wiosce pod Barceloną, ale pochodzę z Polski. Moja mama
zmarła parę lat temu w wypadku samochodowym. Policja nie znalazła
przyczyny. Podejrzewano nawet samobójstwo, ale ja wiem, że to nie mogło
być to. Mama mnie kochała, nie opuściłaby mnie! Po tym zdarzeniu
zamknęłam się w sobie. Musiałam wyjechać do Hiszpanii, bo tutaj mieszkał
mój ojciec ze swoją nową żoną, czyli moją macochą, i moim przybranym
bratem – Filiphem. Kiedy się przeprowadzałam miałam zaledwie dziesięć
lat. Po pięciu latach jakoś sobie radzę, a za dwa miesiące są moje
szesnaste urodziny. Wierzę, że wtedy stanie się coś niesamowitego. To
właśnie w swoje szesnaste urodziny mama poznała tatę. Biorę ten fakt za
coś w rodzaju przepowiedni. Pierwsze dni w nowej szkole były okropne.
Odtrącałam każdego, kto podszedł. W końcu udało mi się otrząsnąć i
zdobyłam garstkę przyjaciół. Mam trójkę prawdziwych przyjaciółek, a
raczej sióstr, Natalie, Michaile, Tina, no i mam Lucasa. W sumie to on
sprawił, że znów zaczęłam się śmiać. Nadał mojemu życiu nowy sens. Jest
ideałem każdej dziewczyny. Z wyglądu porównuje go do aniołów. Ma blond
włosy i oczy o kolorze nieba. Jest dobrze zbudowany. Ubiera się na
sportowo. Często nosi jeansy i bluzy, ale można Go też zobaczyć w koszulach. Potrafi zrozumieć wszystko bez
zbędnych słów, tak jakby czytał w myślach. Zawsze, kiedy mam zły humor,
on wpada do mnie. Łączy nas niesamowita więź. Dla mnie jest kimś więcej
niż przyjacielem czy bratem. W moim życiu zawsze się dużo działo, ale
moja historia rozpoczęła się niedawno. Byłam na wycieczce klasowej w
górach… To były najgorsze dni mojego życia. Nasza zgraja zgubiła się w
lesie. Przez dwie godziny błąkaliśmy się między drzewami. Nie
wiedzieliśmy, co robić. Postanowiliśmy, że chwilę odpoczniemy.
Usiedliśmy pod dużą rozłożystą wierzbą. Przed nami widniało jeziorko, a
wokół rosło wiele gatunków zarośli. Zastanawialiśmy się, co dalej robić.
Nagle coś usłyszeliśmy. Nastała grobowa cisza. Mogłam spokojnie
policzyć każdy szelest, każdy oddech. Coś nas napadło. Od tego czasu
czuję, jakbym spotkała kogoś, a raczej coś, co zna mnie od dawna, ale
dopiero wtedy mnie odnalazło. Z krzaków wyskoczyła postać podobna do
psa. Ogromne zwierzę z kłami ostrymi jak noże i dużymi, niebieskimi
oczami, które prześwietliły mnie na wylot. Byliśmy przerażeni! Spojrzało
na mnie i znikło. Znikło, lecz tylko pozornie. Mam wrażenie, że ono
mnie obserwuje, nie odstępuje na krok. Widzę TO każdej nocy. Pojawia się
w moich snach, wyciąga mnie z łóżka, każe iść na dwór. Chce się
spotkać. Nie wiem, czemu, ale wydaje mi się, że to nie jest zwykłe
zwierzę. Jest w tym coś magicznego, mrocznego. Tak jakby był z innego
świata. Świata, który znam. Coś w rodzaju świata magii, snów. Wiem, że
to wydaje się dziwne, ale już kiedyś tam byłam, a przynajmniej tak mi
się zdaje. Chodzi, o to, że w czasie snów kontaktują się ze mną różne
osoby oraz zwierzęta i przekazują mi informacje na temat przyszłości.
Pierwszy raz przemówiła do mnie mała dziewczynka, powiedziała, że znajdę
szczęście w uśmiechu. Myślałam o tym bardzo często. Zorientowałam się, o
co chodzi dopiero, kiedy poznałam Lucasa i zobaczyłam jego śnieżnobiały
uśmiech. Zrozumiałam, że wiadomości nie są takie proste i muszę je
zrozumieć. Raz ukazała się mama, ubrana w fioletową suknię i z wiankiem
we włosach. Wyglądała, jak jakaś księżniczka. Miała na twarzy wypisane
Jej całe szczęście. Te uczucie i kwitnąca uroda mnie dziwnie uspokoiła. Chyba pierwszy raz od Jej śmierci poczułam się tak jakby była obok mnie. To Ona wskazała mi ten świat. Niby spałam, lecz
wierzę, że to była prawda, że sprawdzi się to tak samo jak inne
wiadomości. Chwyciła mnie za rękę i pokazała okolice. Na koniec
podarowała mi naszyjnik. Był prześliczny! Miał złoty łańcuszek, a
zawieszka była w kształcie serca, na środku był duży niebieski kryształ.
Mama powiedziała, że dzięki temu mogę się z nią skontaktować. Podarunek
mocno chwyciłam do ręki. Próbowałam się pożegnać, ale Jej już nie było.
Obudziłam się z nadzieją, że znów Ją spotkam. Niestety to był jedyny
raz do tej pory, gdy ją widziałam w snach. Jak głupia myślałam, że może znajdę gdzieś jakiś znak od Niej, ale jak zwykle się myliłam. Kilka dni później ojciec
przyniósł mi paczkę. Zdziwiłam się, ponieważ niczego nie zamawiałam.
Otworzyłam pudełko i wyjęłam przedmiot. Nie umiałam w to uwierzyć. W
paczce znajdował się naszyjnik. Ten sam, który mama podarowała mi w
śnie. Kamień świecił się niczym gwiazdka z nieba. Adresu nadawczego nie było. Szczerze nie zdziwiło mnie to. Jednak w
miejscu gdzie powinien on być, napisane było imię i nazwisko... Louis Tomlinson… Nie znam Go, choć zdaje mi się, że gdzieś już słyszałam to
nazwisko… A może tylko mi się wydaje…?
"Bo nikt nie zna cię, kochanie, tak jak ja
I nikt nie kocha cię, kochanie, tak jak ja
Minęło dużo czasu, minęło dużo czasu
Musimy być ognioodporni
Bo nikt nie ratuje mnie, kochanie, tak jak ty" /Fireproof
_______________________________________________________________
No to mamy prolog. Co myślicie? Jak się zapowiada? Liczę kotki na jakieś komentarze :) Kasiulka "Ruda"
I nikt nie kocha cię, kochanie, tak jak ja
Minęło dużo czasu, minęło dużo czasu
Musimy być ognioodporni
Bo nikt nie ratuje mnie, kochanie, tak jak ty" /Fireproof
_______________________________________________________________
No to mamy prolog. Co myślicie? Jak się zapowiada? Liczę kotki na jakieś komentarze :) Kasiulka "Ruda"
poniedziałek, 1 września 2014
wróciłam
Dzisiaj weszłam tylko zobaczyć czy oś się tu działo i szczerze mnie zadziwiliście! :o Nie spodziewałam się, że ktoś to w ogóle pamięta a tu 54 wyświetlenia przez ostatni tydzień! Ja się pytam jak?! Więc mam taką propozycję... co wy na to, żeby dalej pisać opowiadania na tym blogu? Czytałby ktoś? Zawsze wasza Kasiulka :*
Subskrybuj:
Posty (Atom)